Dziś, poza nazwą wsi, nie ma śladu po Szalowskich w Szalowej, ale zostały ciekawość i pamięć.
W ośrodku kultury w Szalowej odbyło się spotkanie z Januszem Szalewskim, autorem między innymi „Wielkiej księgi Szalewskich”, w której opisuje dzieje całego rodu, który przez paręset lat, do 1657 roku, był właścicielem m.in. wsi Szalowa.
Sam autor mieszka na Pomorzu, a w Szalowej jest pierwszy raz, choć chciał tu przyjechać już 45 lat temu. – Chodziłem wtedy do technikum i w jednej bibliotece znalazłem książkę, w której przeczytałem, że należę do rodziny szlacheckiej, która wywodzi się z Szalowej. Wtedy zachciało mi się do tej Szalowej jechać – opowiada.
„Wielką księgę Szalewskich” wydał kilka lat temu. Inny Szalewski, który także mieszka na Pomorzu i był kiedyś starostą w Wejherowie, sfinansował badania, w których inny autor napisał o pomorskiej gałęzi rodu Szalewskich, opisując kilka pokoleń. – Więc ja miałem na czym bazować. Wziąłem się za szukanie tych innych nitek i korzeni rodu. Zajęło mi to pięć lat, których owocem jest „Wielka księga Szalewskich”, którą potem poszerzyłem jeszcze w drugim wydaniu – mówi Janusz Szalewski. Na karcie tytułowej znajdziemy rok 1018, w którym odbyła się wyprawa kijowska Bolesława Chrobrego, w której wziął udział rycerz pieczętujący się herbem „Strzemię”, który jest zarazem herbem Szalowskich (Szalewskich). Potomkowie tego rycerza osiedlili się na ziemi krakowskiej, niedaleko Koszyc nad Wisłą, w miejscowości Łapszów.
Początek rodu Szalowskich- Oni około roku 1400 zaczęli nabywać ziemie na południu, tu gdzie jesteśmy. Pierwszym udokumentowanym przodkiem mojej rodziny był Wincenty z Koszyc. On miał dwóch synów, w tym Dobiesława z Łapszowej, który właśnie był tą osobą, która zaczęła nabywać tu dobra. Jego syn Stanisław, mimo że miał już Szalową zakupioną nadal nazywał się Stanisławem Łapszowskim. Pierwszym który nazywał się Szalowski był Adam, syn Stanisława – opowiada Janusz Szalewski. W najlepszym czasie mieli Szalowscy wiele wiosek wokół. Jednak cały czas sytuacja się zmieniała, bo ciągle dochodziło do handlu dobrami, zamian, zastawów. Byli ludźmi zamożnymi. Także rodziną o dużym znaczeniu, szczególnie odkąd Stanisław Szalowski pojął za żonę Jadwigę z Farurejów, bratanicę Zawiszy Czarnego z Garbowa. Być może w Szalowej byliby do dziś gdyby nie zdecydowała się rodzina przejść na arianizm. Po potopie szwedzkim postanowili trwać w swoim wyznaniu, więc musieli opuścić dobra. Gałąź z Jazowska i Obidzy na Sądecczyźnie, z której wywodzi się autor monografii, zmieniła dodatkowo nazwisko na Szalewski.
– Dziś po rodzie Szalewskich, który dzierżył wieś do połowy XVII wieku nie ma w miejscowości śladu. Została tylko nazwa wsi – mówi Wacław Wojtas, który nawiązał kontakt z Januszem Szalewskim i zaprosił go do odwiedzenia Szalowej. Spotkanie odbyło się w ośrodku kultury, wzięła w nim udział całkiem liczna grupa zainteresowanych lokalną historią mieszkańców, a zorganizowała je i poprowadziła je Bronisława Siuta z szalowskiej biblioteki.
Tu autor przywiózł, poza mającą już pewną historię „Wielką księgą Szalewskich”, nowszą pozycję „Sagę jednego rodu legendami spisaną”. Było o czym pisać, bo jak mówi Janusz Szalewski, sama siebie rodzina nazywa, nie bez powodu "szalonami". Jedna z tych legend dotyczy kościoła w Szalowej, a konkretnie diabła, który na tym kościele się znalazł. – Legenda jest bardzo znana i ma już kilka wersji – przyznaje ks. Mieczysław Górski, proboszcz z Szalowej.
Skąd wziął się diabeł na kościele w Szalowej? Grzegorz Brożek /Foto GośćPopularna wersja opowiada o tym, jak to rodzina diabłów miała mieszkać w Przybyłowym Piekle, a ludzie starali się pogonić ją z parafii, ale żadne metody duchowe nie pomagały, dopiero budowa kościoła, której biesy przeszkadzały, więc trwała 150 lat, pomogła. W dzień poświęcenia procesja poszła do Przybyłowego Piekła i tam diabeł padł, a jego truchło zawleczono pod kościół i umieszczono na ścianie frontowej, pod stopą św. Michała Archanioła, patrona parafii. Tyle legenda.
Szalowscy z budową wyjątkowego kościoła, trzynawowej drewnianej bazyliki, która jako jedyna świątynia w diecezji ma tytuł pomnika historii, nie mieli wiele wspólnego. Opuścili wieś w połowie XVII wieku, a kościół wzniesiono cały wiek później.