Na Piwowarówce bp Stanisław Salaterski poświęcił odnowioną kaplicę pw. św. Antoniego.
Kaplica stoi przy zielonym szlaku turystycznym z Piwnicznej na Eliaszówkę. 200 metrów dalej jest granica ze Słowacją. Wystarczy kilkadziesiąt minut, by znaleźć się na Litmanowej, popularnym miejscu domniemanych objawień na Słowacji. – Szczególnie w sezonie chodzi tędy dużo ludzi. Mieszkańców jest niewielu, w bezpośredniej bliskości może 10 gospodarstw, trochę dalej więcej, w tym mieszkający na Słowacji – mówi Andrzej Tokarczyk, który z żoną Elżbietą opiekują się kaplicą na Piwowarówce.
Piwniczna Zdrój-Piwowarówka. Fragment kazania JE ks. bp Stanisława Salaterskiego.W 1908 roku Stanisław Piwowar z synem Wiktorem zaczęli stawiać kaplicę. Informuje o tym tablica przy wejściu do tego małego kościółka. Co było dalej do końca nie wiadomo. Mówi się, że w którymś momencie robota stanęła, a chłopy urządzili tu kuźnię, w której zaczęło się źle dziać, więc po jakimś czasie otrząsnęli się i dokończyli budowę. W 1952 roku za ks. Ludwika Siwadły kaplica zyskała obecny wygląd. Potem był jeszcze remont w 1990 roku. – No i teraz kolejny. Dzięki podarowaniu przez ludzi kawałka ziemi udało się kaplicę w góralskim stylu pięknie ogrodzić, zagospodarować otoczenie, przygotować stały ołtarz polowy i wewnątrz umieścić, poza św. Antonim, patronem kaplicy, parę innych obrazów, w tym św. Bernarda z Aosty, patrona ratowników górskich i bł. Piotra Jerzego Frassatiego, patrona przewodników – informuje ks. Krzysztof Czech, proboszcz parafii.
Wnętrze kaplicy. Grzegorz Brożek /Foto GośćOdnowioną kaplicę poświęcił 18 sierpnia bp Stanisław Salaterski, którego nazywają tu pasterzem ludzi gór. – Chodzić po górach bywa miło, ale ważne, by czynić to z miłością, żeby góry dawały okazję do uświęcania się przez miłość. Ci którzy tu mieszkają, czynią to przez swoją pracę, by ziemia przodków, wymagająca i trudna dawała chleb, pracę, dumę, poczucie mieszkania w miejscu przygotowania przez Boga. Trzeba by ci, którzy chodzą po górach umieli także z nich korzystać. Znakiem szczególnej miłości do gór są ci, którzy troszczą się o nas, chodzących po górach, ratownicy GOPR, przewodnicy PTTK, ludzie, którzy ofiarują swój czas, serce i pomoc w pogodę i niepogodę – mówił w kazaniu biskup.
Św. Bernard z Aosty i bł. Piotr Jerzy Frassati nie znaleźli się w kaplicy przypadkowo. Wraz z nimi jem małej świątyńce przypadło miano "kaplicy Ludzi Gór". – Chciałbym, by było to miejsce, które przede wszystkim służy tym ludziom gór, którzy są tu pierwsi, czyli mieszkańcom, ale też by było to miejsce spotkań ludzi gór, którzy służą turystom, przewodników, a szczególnie ratowników GOPR – przyznaje ks. Czech.
Jest to też dom ludzi gór, którymi są turyści. – Codziennie o 6 rano otwieram kaplicę, wieczorem ją zamykam. Chodzi o to, by każdy, kto chce mógł wejść do środka – mówi Andrzej Tokarczyk. Czasem zdarzało się, że gospodarza budziły jakieś światła w nocy. – Szedłem i okazało się, że schronili się przy kaplicy ludzie, którzy schodzili ze szlaku. Otworzyłem, przenocowali w środku, rano podziękowali i poszli – wspomina.
Kaplica ludzi gór bywa czasem, kiedy zachodzi taka konieczność, schroniskiem, bezpiecznym miejscem, tak jak Kościół, który jak wzywa papież Franciszek, powinien być szpitalem polowym, w którym znajdą pomoc wszyscy poturbowani, poranieni, ludzie w potrzebie. Podobnie z kaplicą, która służy wszystkim, bez wyjątku, jako miejsce modlitwy, refleksji, ale jak trzeba to jest i miejscem fizycznego schronienia.
Więcej w numerze 35. "Gościa Tarnowskiego" na 1 września.