Także ci w Zakliczynie i Tarnowie. Właśnie mija 800 lat od tego wydarzenia.
Zarówno w bernardyńskim klasztorze w Tarnowie, jak i franciszkańskim kościele w Zakliczynie znajdują się obrazy św. Franciszka otrzymującego stygmaty ran Chrystusowych, ale przedstawienia tego wydarzenia można zobaczyć w naszej diecezji również w kościołach noszących wezwanie tego świętego – w Wadowicach Dolnych i w Cieniawie (na polichromii). Figura przedstawiająca stygmatyzację świętego z Asyżu jest obecna także m.in. w kościele w Lubzinie. Właśnie mija 800 lat od wydarzenia, które u franciszkanów posiada rangę święta. Obchodzą je co roku 17 września, przypominając, że św. Franciszek był pierwszym stygmatykiem w Kościele, u którego posiadanie znamion męki Chrystusowej potwierdzają źródła i zostało niejako przypieczętowane wieloma cudami. Opisuje je m.in. pierwszy biograf pokutnika z Asyżu - Tomasz z Celano, należący do grona pierwszych jego uczniów.
Przedstawienie tej sceny znajduje się także w zakliczyńskim kościele franciszkanów. Beata Malec-Suwara /Foto GośćŚw. Franciszek otrzymał stygmaty w 1224 roku, w okolicach święta Podwyższenia Krzyża Świętego, na górze La Verna, gdzie odbywał 40-dniowy post przed uroczystością św. Michała Archanioła, jednego ze swoich patronów. - Dziś 40-dniowy post kojarzy nam się z Wielkim Postem, ale św. Franciszek i inni w jego czasach podejmowali go kilka razy do roku - tłumaczy o. Ewodiusz, przełożony bernardyńskiego klasztoru w Tarnowie i przypomina o tym, że pierwszych uczniów Franciszka nazywano pokutnikami z Asyżu.
Serafin na obrazie ma twarz Chrystusa. Beata Malec-Suwara /Foto GośćZnajdujący się w tym klasztorze XVI-wieczny obraz św. Franciszka otrzymującego stygmaty przedstawia świętego podtrzymywanego przez anioły i widzącego zstępującego z góry Serafina przybitego do krzyża, posiadającego trzy pary skrzydeł, ale twarz Chrystusa. Z jego ran rozchodzą się promienie sięgające dłoni, stóp i boku św. Franciszka, wypalające znaki męki Chrystusa na jego ciele. – Dla świętego to wydarzenie miało ogromne znaczenie. Można powiedzieć, że był to rodzaj odznaczenia go przez Chrystusa, namacalny dowód miłości Pana Boga, tego, że jego życie Bogu się podoba. Oczywiście, że rany te wiązały się dla niego z fizycznym, a nawet psychicznym cierpieniem i bólem. Chciał je wręcz schować przed światem, a nawet współbraćmi. W swojej pokorze nie obnosił się z nimi – tłumaczy bernardyn z Tarnowa.
Wymowny jest także obraz znajdujący się w bernardyńskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża św. w Tarnowie, na którym Chrystus na krzyżu jedną ręką przytula do siebie obejmującego Go św. Franciszka. Beata Malec-Suwara /Foto GośćO tym, jak bardzo zjednoczony z cierpiącym Chrystusem był św. Franciszek świadczyć może franciszkański herb przedstawiający dwie krzyżujące się ręce – jedną Chrystusa, drugą świętego w brązowym habicie, z których wyrasta krzyż, ale także inny obraz znajdujący się w bernardyńskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża św. w Tarnowie, na którym Chrystus na krzyżu jedną ręką przytula do siebie obejmującego Go św. Franciszka. Jak tłumaczy jednak o. Ewodiusz, św. Franciszek wiedział, co z czego wynika, czuł wagę każdego momentu życia Chrystusa, którego chciał przybliżyć ludziom choćby poprzez urządzenie szopki, ale nade wszystko pragnął Go naśladować, żyć Ewangelią w sposób literalny, bez kombinowania, na 100 procent. To stąd równie częstym atrybutem na tych wszystkich obrazach jest także Pismo św. To z niego wypływa wszystko.
Więcej na ten temat pisaliśmy w papierowym wydaniu "Gościa Tarnowskiego", które ukazało się na minioną niedzielę 15 września. Artykuł jest także dostępny w subskrypcji, pod tym linkiem: