O czwartej nad ranem walenie kolbami w okna. „Matuszka, odkrywaj!”. Krzyk, lament, rozpacz – wspominał jeden z uczestników wydarzeń w Mokrem.
Anna Węgrzyn pisze, że to było w listopadzie 1944 roku. Do domu przyszło dwóch milicjantów z sąsiedniej wsi i dwóch sowietów z NKWD, aresztowali jej męża. Błagała, prosiła, że ma małe dzieci, że front, że wojna, żeby go zostawili, bo potrzebny. „Coś ich tam spytamy i zaraz ci przyjedzie” mówili z uśmiechem polscy milicjanci. „Dobrze wiedzieli, dokąd ich biorą i po co. Ruskie milicjanci lepiej się spisali, bo rzekli wtedy słowa: »Chadzajka, ucałuj się z chadzajem… Skoro nie zobaczysz, znajesz, ucałuj go«. Podeszłam, ucałowałam męża, ale nie wiedziałyśmy, gdzie ich popędzili” – zanotowała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.