Grupa ministrantów i ministrantek z polskiego duszpasterstwa w parafii św. Pawła w Bergen spędziła jesienne ferie w diecezjalnym domu rekolekcyjnym w Ciężkowicach.
Grupa 23 ministrantów i ministrantek spędziła w Ciężkowicach prawie tydzień. Przyjechali tu wraz ze swoim księdzem Januszem Batką, tarnowskim kapłanem pochodzącym z Łukowicy, trójką animatorów i świecką liderką. Udzielają się w polskim duszpasterstwie parafii św. Pawła w Bergen, gdzie wszystkich ministrantów i ministrantek jest ponad
- Jako grupa ministrantów i ministrantek z naszej parafii regularnie wyjeżdżamy na kilkudniowy wypoczynek. Po raz pierwszy udało nam się wspólnie przyjechać do Polski w czasie ich jesiennych ferii. Już parę razy przymierzaliśmy się do tego wyjazdu i w końcu udało się go zrealizować - mówi ks. Batko.
Młodzież zabrała ze sobą na wyjazd swoje śpiewniki. Beata Malec-Suwara /Foto Gość
W czasie wyjazdu, ale także comiesięcznych spotkań grupy nieocenioną rolę odgrywają animatorzy. To oni troszczą się tu o liturgię, wyznaczając osoby do czytań, śpiewu psalmów, modlitwy wiernych, wybierają śpiewane podczas Mszy św. pieśni, ale też opiekują się swoimi młodszymi kolegami i koleżankami. Są dla nich jak starsze rodzeństwo. Wszyscy czują się w tej grupie prawdziwą rodziną i przyjaciółmi. - Bardzo lubimy spędzać ze sobą czas. Wszyscy się tu dobrze znają. Nie ma tak, że ktoś boi się do kogoś zagadać. Kiedyś jeden ministrant, może 11-letni, powiedział nam, że ta grupa to jego ulubione miejsce, przez to uwielbia chodzić do Kościoła, bo tu ma prawdziwych przyjaciół. To było piękne świadectwo - mówi Mateusz, jeden z animatorów.
Ważna w tej grupie jest też obecność świeckiej liderki Aleksandy. Ma 21 lat, od 5. roku życia mieszka w Norwegii. Od małego jeździła na wakacyjne obozy i kilkudniowe wyjazdy z NUK. Dziś udziela się w tej organizacji jako opiekun. - To pierwsza nasza tak ambitna wycieczka. Bardzo miło zostaliśmy przyjęci w domu rekolekcyjnym, za co jesteśmy wdzięczni. Mamy tutaj świetne jedzenie i wszystko podane, a zwykle sami na takich wyjazdach musieliśmy o to zadbać - zauważa.
- Na naszym domu jest szyld: "Diecezjalny Dom Rekolekcyjny" i od 75 lat ten budynek jest domem. Cieszę się, że teraz mógł stać się nim dla ministrantów i ministrantek z Bergen, że mimo tak dużej odległości i oni znaleźli tu swój dom - mówi dyrektor miejsca ks. Sylwester Brzeźny.
On także podczas codziennych Mszy św. głosił dla swoich gości homilie, krótkie, ale zapadające w serca. Wyjazd był czasem integracji, formacji, ale także intensywnego zwiedzania. Od niedzieli grupa była dwa razy w Krakowie - w Łagiewnikach, na Wawelu, kościele Mariackim, na Rynku i w jego podziemiach, w Wadowicach i Wieliczce, a także spenetrowała okolicę, urządzając sobie spacer w koronach drzew, odwiedziła muzeum przyrodnicze, sanktuarium Jezusa Miłosiernego w Ciężkowicach. Byli też w Starym Sączu - przy ołtarzu papieskim i w klasztorze klarysek - oraz, oczywiście, w Łukowicy. Tam z wieży widokowej na Skiełku mogli podziwiać jeszcze większy kawał Polski - aż po Tatry.
Dziewczęta stworzyły nawet scholę, która animowała śpiewy w czasie Mszy św. Beata Malec-Suwara /Foto Gość
- Grupa ta pokazała, jak prawdziwie jest wspólnotą. Cały czas są razem, czują swoją przynależność do grupy, niezależnie od tego, czy ktoś jest młodszy, czy starszy. Ważne dla nich jest to, że są tutaj razem. Kiedy patrzę na nich, widzę to, co na oazach Ruchu Światło-Życie robił ks. Franciszek Blachnicki; chociaż oni swojego wyjazdu nie nazywają oazą, to podobieństwo nasuwa się samo, bo z uczestnikami są ksiądz, moderator i animatorzy. Wszyscy są jedną wspólnotą, jedną drużyną. Razem się modlą, razem jedzą, razem chodzą na spacery, razem wyjeżdżają - opowiada ks. Brzeźny, który sam jest także diecezjalnym opiekunem Liturgicznej Służby Ołtarza.
A jaki jest Kościół w Norwegii? - Wiara jest ta sama, ta sama liturgia. Mam przyjaciół katolików z Polski, z Norwegii, z Wietnamu. Norweski Kościół, taki tworzony przez rdzennych Norwegów, jest bardzo młodym Kościołem. Najczęściej są oni konwertytami - tłumaczy Aleksandra. Norweski Kościół ma więc polską twarz dzięki Polakom. - Nie tylko. Najwięcej w Norweskich Młodych Katolikach mamy wietnamskiej młodzieży - mówi dziewczyna.
Tę wielonarodowościową twarz Kościoła widać też w parafii św. Pawła w Bergen, choć skupia ona najwięcej Polaków i oni co niedzielę mają tutaj najwięcej, bo aż trzy Msze św. Nie licząc sobót i Eucharystii odprawianej w języku polskim także w turystycznej miejscowości Voss, to w każdym miesiącu tylko w kościele w Bergen są odprawiane Msze św. w 16 różnych językach. W Bergen jest też wielu księży różnej narodowości. Wszystkich łączą Pan Jezus i patron.
- Pięknie to wygląda w styczniu na odpust parafialny, na Nawrócenie św. Pawła, kiedy przychodzą reprezentanci każdego z tych krajów, a w czasie modlitwy wiernych każde z 10 czy 12 wezwań jest w innym języku. Potem po Mszy św. urządzany jest festyn w sali gimnastycznej, na który każdy przygotowuje jakiś posiłek typowy dla swojego kraju. U nas, oczywiście, królują bigos, pierogi i krokiety z czerwonym barszczem. Drugą taką uroczystością świętowaną wspólnie jest Boże Ciało. Wtedy modlimy się na zewnątrz, każdy ołtarz jest w innym języku, wielu zakłada strój regionalny, każda grupa narodowościowa ma swoje feretrony - wylicza ks. Batko.
Janek zaśpiewał psalm tak, jakby się do tego urodził. Nic dziwnego, zdaje się, że ma to mamie. Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Nie tylko to wyróżnia parafię, w której kapłan pracuje od 11 lat. Mówi, że jest to także duże zaangażowanie wiernych, którzy uczestniczą w Mszach św., w ich liturgię, w ich przygotowanie, czytania i modlitwę wiernych. Mają nawet specjalny grafik i grupę na WhatsAppie. - Przychodzą na Mszę św. tylko ci, którzy tego pragną i świadomie to czynią. Nie ma czegoś takiego, że wypada, że taki zwyczaj czy tradycja. To przekłada się także na zaangażowanie rodziców, którym zależy na katolickim wychowaniu i zachowaniu polskości. Uczestnicząc w Mszach św. razem z dziećmi w parafii, troszczą się o jedno i drugie. Także na naszych ministranckich wyjazdach rozmawiamy między sobą tylko po polsku. Nie słyszę nawet, żeby dzieci między sobą rozmawiały po norwesku czy po angielsku. Zawsze po polsku - mówi ks. Batko.