W rodzinnej miejscowości kandydatki na ołtarze odbyła się patriotyczna wieczornica przygotowana przez Koło Gospodyń Wiejskich, piłkarzy Wolanii i młodzież.
Wieczór 11 listopada w Woli Żelichowskiej wyglądał trochę jak ten z „Wesela” Wyspiańskiego. Mgła i krzewy, wyglądające jak chochoły, zaglądały do środka przez rozświetlone okna sali, którą wypełniły głównie panie z różnych Kół Gospodyń Wiejskich, ubrane w kwieciste chusty, wyszywane gorsety i korale. Męską część widowni tworzyli członkowie klubu piłkarskiego Wolania i samorządowcy. Byli też księża, a nawet dziennikarz, więc nikłe podobieństwo do bohaterów dramatu Wyspiańskiego można było zauważyć. Była też, a jakże, i orkiestra, której muzyka to rozwijała, to zwijała się jak miechy akordeonu i harmonii, drgała w potrącanych dłońmi strunach gitar, to wreszcie rytmicznie wyznaczała takt uderzeniami tamburyna o udo grajka.
I była Polska, której historia, opowiedziana przez panie z KGW w Woli Żelichowskiej i zaproszonych panów, znaczona powstaniami, wojnami, solidarnościowym zrywem, pojawiała się w słowach hymnu narodowego, "Roty", w poezji narodowych wieszczów i ich następców, w piosenkach, których melodie rozwijały się jak pąki białych róż, rozgrzewały wojskowym marszem legionistów, to snuły się sentymentalnie jak dym ze świec zapalonych nad grobem poległych.
Była też Stefania Łącka, wolanka, nauczycielka, dziennikarka, jedna z pierwszych Polek wywieziona do Auschwitz, ziemski anioł, który przeżył obozowe piekło, cicha i odważna, szlachetna i dobra, której marzeniem było to, żeby tylko Bogu się podobać.
Barbara Wójcik z pietyzmem opowiadała o Stefanii Łąckiej i jej patriotyzmie. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćZ wielkim pietyzmem opowiedziała o jej drodze do dojrzałego człowieczeństwa i patriotyzmie Barbara Wójcik, która doprowadziła do tego, że przed laty nieistniejąca już dzisiaj szkoła w niedalekich Gorzycach otrzymała imię Stefanii Łąckiej. Pani Barbarze udało się wtedy dotrzeć do świadków, którzy spotkali Stefanię, byli z nią w obozie i żyli po nim tak długo, by jeszcze móc opowiedzieć o tym, jakim była człowiekiem.
Stefania - mówiła pani Barbara - wyrosła w środowisku o silnym poczuciu patriotyzmu. Z nadwiślańską ziemią jej dzieciństwa byli związani tacy patrioci jak ks. Henryk Otowski, Jakub Bojko, Henryk Sucharski i ks. Piotr Halak, których świadectwo życia i praca nad budzeniem narodowej tożsamości wywierała ogromny wpływ na mieszkańców. - Ziarno ich patriotyzmu padło tutaj na podatny grunt, bo i dom rodzinny Stefanii, i sąsiedztwo, i cała okolica, emanowały silnym poczuciem narodowej tożsamości i patriotyzmu - podkreślała prelegentka.
Stefania, już jako dziecko, a później młoda dziewczyna, słuchaczka seminarium nauczycielskiego w Tarnowie i dziennikarka diecezjalnego miesięcznika "Nasza Sprawa", wyróżniała się wśród innych osobistym, silnym poczuciem patriotyzmu. Należała do Sodalicji Mariańskiej, harcerstwa, szkolnej orkiestry, czynnie uczestniczyła we wszystkich uroczystościach patriotycznych i religijnych, jakie wówczas, w powojennej, odrodzonej Polsce, były organizowane również w jej lokalnym środowisku.
Nie znalazła pracy w szkole jako nauczycielka, ale została dziennikarką piszącą dla dzieci w "Naszej Sprawie", w dodatku "Króluj nam, Chryste". W jej artykułach dało się zauważyć nie tylko umiejętności literackie, ale przede wszystkim wartości edukacyjne i dydaktyczne. Sławiła piękno polskiej przyrody, pisała o historii ojczyzny, uczyła, jak ją kochać. - Ona żyła tym, co pisała, kierując się zasadą "Bogu, ojczyźnie i człowiekowi" - podkreślała pani Barbara.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, cała redakcja "Naszej Sprawy" włączyła się w działalność konspiracyjną. Nie uszło to uwagi Niemców, którzy aresztowali dziennikarzy, w tym Stefanię. Przez rok przebywała w więzieniu w Tarnowie, cierpiąc z powodu tortur. Nie wydała jednak nikogo. W kwietniu 1942 roku, po wielomiesięcznej gehennie w więzieniu, została przewieziona w pierwszym transporcie polskich kobiet do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau.
W obozie dała się poznać nie tylko jako ziemski anioł dobroci, ale również jako patriotka. - Nie wiem, jakim cudem, udawało się jej w warunkach obozowych organizować uroczystości patriotyczne i religijne. 11 listopada, 3 maja i w inne święta organizowała wieczornice, w czasie których więźniarki śpiewały cicho pieśni patriotyczne i religijne. Wykonywała biało-czerwone kokardki, które przypinała innym kobietom, dając im poczucie, że jeszcze Polska nie zginęła, że nie wszystko jest stracone i że nadzieja jeszcze nie umarła - mówiła pani Barbara.
Z tą nadzieją Stefania, po powrocie z obozu, chciała jeszcze zrealizować swoje marzenie, by studiować polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Rozpoczęła studia, ale wyniszczenie organizmu i postępująca choroba przeszkodziły jej w dalszej nauce. 7 listopada 1946 roku Stefania umarła w krakowskim szpitalu.
Posłuchaj fragmentu prelekcji:
Prelekcja o patriotyzmie Stefanii ŁąckiejWzór, jaki pozostawiła, oparł się mijającemu czasowi. Obecnie jest kandydatką na ołtarze, ale - jak podkreślał historyk ks. dr Ryszard Banach, obecny na spotkaniu w Woli Żelichowskiej, wszyscy mamy jeszcze jedno zadanie. - By cały świat dowiedział się o Stefanii - mówił duchowny.
Patriotyczne i wspomnieniowe spotkanie w Woli Żelichowskiej było kolejnym krokiem, by zbliżyć się do tego celu. - Staramy się, by pamięć o naszych przodkach, ale też rozwój wsi, była dla nas priorytetem w podejmowaniu różnych działań w naszej miejscowości - mówi Bożena Bułat, sołtys wsi, przewodnicząca KGW, a 11 listopada gospodyni spotkania.
Działania mieszkańców, koła, klubu Wolania, OSP, są też realizacją zadania zapisanego w słowach "Bogu, ojczyźnie i drugiemu człowiekowi", którym pozostała wierna przez całe życie Stefania. Stąd udział w uroczystościach patriotycznych, religijnych oraz działania na rzecz mieszkańców: dzieci, seniorów, kobiet i mężczyzn.
Na gości czekało świąteczne ciasto. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćPani Bożena wspomina też, że jako radna starała się z innymi o to, by gimnazjum w Woli Żelichowskiej miało za patronkę Stefanię Łącką. Ale i ta szkoła przestała istnieć. W ręku wolan nie zostały jednak tylko wspomnienia. Zostało żywe świadectwo Stefanii, które inspiruje do jej naśladowania. - Była cicha i zarazem wielka. I taka sama chciałabym być, pamiętając o tym, co przekazał mi mój ojciec, który na pierwszym miejscu stawiał Boga, służbę drugiemu człowiekowi i honor. Te wartości przyświecają nie tylko mi, ale całej naszej działalności. Mam nadzieję, że przekażemy je następnym pokoleniom - mówi pani Bożena.
Podniosły i poważny klimat spotkania harmonijnie przerodził się na końcu w świętowanie przy kawie, herbacie i wybornym cieście, które przygotowały panie z KGW. Był czas zadumy, był też czas wesela.