Wieczór 11 listopada w Woli Żelichowskiej wyglądał trochę jak ten z „Wesela” Wyspiańskiego. Mgła i krzewy, wyglądające jak chochoły, zaglądały do środka przez rozświetlone okna sali, którą wypełniły głównie panie z różnych Kół Gospodyń Wiejskich, ubrane w kwieciste chusty, wyszywane gorsety i korale. Męską część widowni tworzyli członkowie klubu piłkarskiego Wolania i samorządowcy. Byli też księża, a nawet dziennikarz, więc nikłe podobieństwo do bohaterów dramatu Wyspiańskiego można było zauważyć. Była też, a jakże, i orkiestra, której muzyka to rozwijała, to zwijała się jak miechy akordeonu i harmonii, drgała w potrącanych dłońmi strunach gitar, to wreszcie rytmicznie wyznaczała takt uderzeniami tamburyna o udo grajka.