Grupy Modlitwy o. Pio spotkały się w Nowym Sączu na wielkopostnym dniu skupienia. Są dla siebie rodziną, doświadczają mocy modlitwy i działania Pana Boga. Bardzo konkretnie.
Wielkopostny dzień skupienia odbył się 15 marca w sanktuarium św. Rity w Nowym Sączu. Przybyło na niego ponad 600 osób z różnych stron diecezji, a wielu ludzi dojeżdżało tu jeszcze później do samego zakończenia Mszą św., której przewodniczył abp Henryk Nowacki. Jedną z konferencji wygłosił ks. Andrzej Liszka, odpowiedzialny za Grupy Modlitwy o. Pio w diecezji tarnowskiej, a drugą - o. Błażej Strzechmiński, kapucyn, doktor teologii duchowości. Obaj to znawcy życia i duchowości o. Pio, formowani w jego szkole.
Jak szacuje Magdalena Druszka z sądeckiej Grupy Modlitwy o. Pio, w tej "szkole o. Pio" formuje się ok. 20 tys. osób z samej tylko diecezji tarnowskiej. Sądecka grupa była pierwszą i dała początek kolejnym. - Obecnie w naszej diecezji są 64 grupy, a najmłodsza powstała w grudniu ubiegłego roku przy sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Pasierbcu - mówi pani Magdalena.
Jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że w Polsce takich grup jest ok. 400, z czego 64 w diecezji tarnowskiej, to można tu chyba mówić o swego rodzaju fenomenie. - Gromadzi nas potrzeba modlitwy i te grupy okazję ku temu nam stwarzają. Nasze comiesięczne spotkania trwają 3 godziny, w czasie których modlimy się na różańcu, mamy konferencję, uczestniczymy w Mszy św., adoracji, ale to są bardzo krótkie 3 godziny. Nie ma nudów i zmęczenia. Jesteśmy uskrzydleni i zadowoleni. Tak, jak wskazał nam o. Pio, mamy się modlić z Kościołem, w Kościele i za Kościół, więc też modlimy się wzajemnie za siebie, jesteśmy rodziną ludzi modlących się wzajemnie za siebie. Tutaj się to czuje - uważa pani Magdalena, która sama doświadczyła mocy tej modlitwy, wychodząc z choroby nowotworowej. A zmagając się z nią przez rok, nawet wtedy nie opuściła żadnego z comiesięcznych spotkań.
Określenie rodziną tych wspólnot znajduje uzasadnienie także i w tym, że ludzie nie tylko modlą się tu wzajemnie za siebie, ale także pomagają sobie. Dla ks. Liszki budujące są przykłady ludzi, którzy w chorobie mogą liczyć na siebie, troszczą się o siebie. Sami mówią, że taka wspólna modlitwa daje im radość życia i siłę.
- Poza tym czas jest teraz tak trudny, że ludzie muszą się jednoczyć, poczuć, że jest nas wielu, podnieść głowę. Żyjemy w świecie, w którym niewierzący obnoszą się z tym i chwalą się swoją niewiarą, a katolicy boją się do niej przyznać. Zupełnie pomieszały się wartości - uważa pani Genowefa z Nowego Sącza.
Ojciec Strzechmiński w konferencji przypomniał, że Jezus Chrystus jest fundamentem chrześcijańskiej nadziei. Tak mocnym, że mający zaledwie dwa lata kapłaństwa o. Pio napisał do swojego współbrata, iż tak bardzo ufa Panu Jezusowi, że nawet gdyby miał zobaczyć otwarte piekło przed sobą i znaleźć się na krawędzi przepaści, nie straciłby ufności ani nie poddałby się rozpaczy. Kapucyn przywołał także słowa Małej Tereski, która powiedziała, że gotowa jest pójść z Jezusem nawet do piekła. - Jakiekolwiek ludzie by piekło zgotowali, z Jezusem, który jest naszą nadzieją, pokonamy wszystko, a zatem ani krawędź przepaści, ani piekła nie może nam odebrać nadziei, którą w Nim pokładamy - tłumaczył.
Posłuchaj:
Ojciec Błażej Strzechmiński: Chrystus jest fundamentem chrześcijańskiej nadziei
Owa nadzieja zbawienia karmi się wiarą i modlitwą. Chętnych, by ją podjąć, nie brakuje. Ksiądz Liszka jest o tym przekonany. Jest proboszczem w parafii zdrojowej w Krynicy, co miesiąc przyjeżdża też do Nowego Sącza, by prowadzić spotkania grupy o. Pio w bazylice św. Małgorzaty. Podobną stworzył także u siebie w parafii. - W naszym kościele mamy wiele takich nabożeństw - do św. o. Pio, do błogosławionej rodziny Ulmów, do św. Józefa - i ludzi jest masa. Wystarczy tylko stworzyć ludziom okazję do modlitwy i być z nimi. Oczywiście, to kosztuje, bo na każde spotkanie trzeba przygotować katechezę, poprowadzić nabożeństwo, zawsze jest też Msza św., ale doświadczamy siły modlitwy także w Krynicy - mówi ks. Liszka.
Przyjechali z nim do Nowego Sącza na wielkopostny dzień skupienia nie tylko parafianie, ale także kuracjusze i diakon Ozyrys, który w Krynicy rozpoczął praktyki. I on rozkochał się już w o. Pio i tę miłość w czerwcu po święceniach kapłańskich zawiezie do Republiki Środkowoafrykańskiej.
Sam ks. Liszka mówi, że wstawiennictwu o. Pio zawdzięcza zdrowie i życie. - Już kilkadziesiąt lat temu zdiagnozowano u mnie poważną, nieuleczalną chorobę, a ja bez tabletki od wielu lat jestem zdrowy - mówi, zauważając, że takich ludzi jest wielu w grupach o. Pio.
Mocy modlitwy doświadczył m.in. Mariusz Barnach z Rytra. - W 2016 r., robiąc porządki przy domu, podniosłem duży kamień, który ważył 40-
W pierwsze soboty miesiąca przyjeżdżał do Nowego Sącza na nabożeństwo grupy modlitwy o. Pio w bazylice św. Małgorzaty. - Wtedy, w czasie Różańca, podszedłem do konfesjonału i przeżyłem generalną spowiedź z całego życia. W czasie Mszy św. płakałem. Patrząc w Hostię, w czasie Podniesienia prosiłem Pana Jezusa - najlepszego lekarza - żeby mnie uzdrowił. Przyjąłem Komunię św., prosząc, by Krew i Ciało Pana Jezusa dotarły do każdej cząstki mojego ciała i uzdrowiły mnie z bólu kręgosłupa. Potem była adoracja, a na jej zakończenie ksiądz zawsze bierze monstrancję z Najświętszym Sakramentem, podchodzi do ludzi i błogosławi na sposób lurdzki. Kapłan zatrzymał się
Od tego czasu minęło 9 lat, a kręgosłup w tym miejscu nie zabolał go od tej chwili ani razu. Dziś codziennie Różańcem i koronką modli się za tych, którzy sami nie znają mocy Bożej lub pomóc już sobie nie mogą - za tych, którzy nie wierzą, za dusze czyśćcowe, za konających, za grzeszników. Zamawia w ich intencji także Msze św. oraz podejmuje posty i wyrzeczenia. Wszystkim, których spotyka, wręcza obrazki z modlitwami. Rozdał ich już półtora miliona. Za tych, którzy go od niego dostali, też się modli. Jednemu sprzedawcy w Warszawie życie tym uratował. To był pierwszy krok, który tego mężczyznę odwiódł od popełnienia samobójstwa, do czego w rozmowie mu się przyznał, dopytując, dlaczego akurat jemu wręczył ten obrazek. Niejednego człowieka - jak mówi - wyrwał diabłu z paszczy. - Teraz mógłbym cały dzień się modlić. Dziwię się ludziom, którzy jadą do takiego kościoła, w którym Msza św. jest krótka - mówi pan Mariusz.