Warto dbać o własne serce, a chwile spędzone w samotności mogą być najpiękniejszą formą bliskości.
Pewnego słonecznego, lecz mroźnego popołudnia miałam przyjemność wybrać się na randkę z bardzo ważną dla mnie osobą (?) - z samą sobą. Było to dość spontaniczne wyjście, które zaczęłam od odwiedzenia moich najbliższych, których już ze mną nie ma. Były to bardzo nostalgiczne chwile, ale dla mnie bardzo ważne. Mogłam się zastanowić czy cały ten pośpiech dnia codziennego ma sens.
Jednym z kolejnych punktów mojego spaceru był klasztor sióstr Klarysek, gdzie cisza ma własny głos. Założony w XIII wieku przez św. Kingę. Otoczony zimową aurą, wygląda jeszcze bardziej tajemniczo
i dostojnie. Śnieżna cisza wokół murów klasztornych sprawia, że miejsce to zdaje się emanować spokojem i duchową głębią. Zabytkowe kamienice, pokryte warstwą śniegu, wyglądają niczym ilustracje z dawnych pocztówek. Latarnie oświetlające ulice rzucają ciepłe światło na brukowane drogi, tworząc nastrojowy klimat.
Zimowy spacer po Starym Sączu to nie tylko przechadzka wśród zabytków i pięknych krajobrazów, ale także wyjątkowa podróż w czasie, w której można poczuć ducha przeszłości i zachwycić się magią zimy.
Na obietnicę złożoną samej sobie, że życie należy smakować, moje kroki poniosły mnie do cukierni sądeckiej. To wyjątkowe miejsce ukryte jest w sercu miasta niczym sekret zapisany na kartach starej książki. Gdy otworzyłam drzwi i weszłam do środka moim oczom ukazała się przeszklona witryna pełna cudów: złocistych serników, czekoladowych ciast, bezowych torcików, pięknych monoporcji, które zdawały się uśmiechać do mnie zachęcająco. Wybór był trudny, ale w końcu zdecydowałam się na ciastko, które smakowało jak wspomnienie dzieciństwa - delikatne, pełne kremowej słodyczy i ukrytej między warstwami nostalgii. Do niebiańskiego duetu wybrałam niewyobrażalnie wybitną herbatę zimową, której smak jest tak obłędny, że nie potrafię jej opisać (koniecznie musicie jej spróbować!)
Usiadłam przy małym stoliku, tuż przy oknie i pozwoliłam, by każda chwila tej randki z samą sobą smakowała jak najlepszy deser. Zatraciłam się w tym momencie, w tej słodyczy. Każdy kęs był jak list miłosny do samej siebie - przypomnienie, że warto dbać o własne serce, że chwile spędzone w samotności mogą być najpiękniejszą formą bliskości.
Gdy wychodziłam na ulicę, dzień chylił się ku wieczorowi, a latarnie zaczynały tańczyć światłem na puszystym śniegu. Uśmiechnęłam się do siebie. Randka była udana. Może kiedyś zaproszę się na kolejną?
A ty? Kiedy zabierzesz samego siebie na randkę?
Zagłosuj na pracę klikając w poniższy link: