"Ojczyzna to jest poniekąd to samo, co ojcowizna…" - te słowa Jana Pawła II uzmysłowiły mi potrzebę świadomego przeżywania historii, która zaczyna się od poznania własnych "korzeni".
Moja „zajawka” na długie spacery pojawiła się dopiero trzy lata temu. W mroźny, grudniowy wieczór ktoś wyrzucił z samochodu małego pieska. Misiu, bo tak mu dałam na imię, dla kogoś był zwykłym kundlem i przykrym ciężarem. Dla mnie stał się przyczyną i towarzyszem długich, radosnych wędrówek. Z czasem udało mi się zaszczepić potrzebę wspólnych spacerów w moich rodzicach. W ten sposób, w trakcie naszych wędrówek, poznałam opowieści o swoich przodkach.
Jednym z nich jest dziadziu Stanisław. Przyszedł na świat w drewnianym domu stojącym do dziś na trasie mojej wędrówki. Stary, opuszczony, zaniedbany. Kiedyś tętniący życiem, radością i miłością pięcioosobowej rodziny. Był to czas przedwojenny. Około stu metrów od domu, przy krętej, błotnistej drodze wiodącej przez las, do dziś rośnie stary dąb. Niemy świadek wydarzeń związanych z moimi przodkami. Przetrwał wiele burz i zawieruch. Symbol długowieczności. Jego potężny pień i wyrastające z niego konary, nasuwają mi myśl o rodzicach i dzieciach. Na tym drzewie dziś znajduje się mała kapliczka z krzyżem i figurką Matki Bożej. Nie wiem, czy zawsze tu była. Wiem jednak, że jest symbolem wiary, która była i jest podporą mojej rodziny.
Do kościoła parafialnego, w którym dziadziu i jego rodzeństwo zostali ochrzczeni, do którego w każdą niedzielę udawali się na Mszę świętą, mieli kilka kilometrów. Nikt jednak nie wyobrażał sobie, że można opuścić świąteczną Eucharystię z powodu dużej odległości, czy złej pogody. Teraz ta droga wiedzie przez wiadukt nad autostradą łączącą wschód z zachodem. Dołem dwupasmowej jezdni jadą samochody w obu kierunkach. Dokąd tak pędzą? Jaki jest sens ich pośpiechu? Czy to nie znak dzisiejszych czasów?
Przyszedł okres wojny. Niemcy z powodu budowy poligonu i obozu, wysiedlili wszystkich mieszkańców wioski. Pozostawili jedynie rodzinę mojego dziadka, ponieważ jego tato był potrzebny niemieckiemu leśniczemu do opieki nad końmi. Dziadziu miał wówczas osiem lat. Czego świadkiem musiał być mały chłopiec w tamtym okrutnym czasie? Bliskość obozu zagłady, poligonu, widok więźniów prowadzonych do pracy przez niemieckich żołnierzy. Odgłosy konających, smród paleniska z pobliskiej Góry Śmierci, dziś porośniętej wysokimi drzewami. Jak wielkiej próbie musiała być poddana ufność w Boga Wszechmocnego i Miłosiernego. Ci ludzie nigdy nie porzucili swej wiary. Przeciwnie. To ona była jedynym pewnym punktem w ich świecie. Gdy skończyła się wojna, dziadziu miał piętnaście lat, podobnie jak ja dzisiaj. Nigdy go nie spotkałam. Urodziłam się trzy lata po jego śmierci. Oczami wyobraźni widzę jednak małego chłopca bawiącego się tuż obok drewnianego domu. Biegającego z rodzeństwem po piaszczystej drodze. Wspinającego się na pień pobliskiego dębu.
Moja ojczyzna zaczyna się tutaj. Dokąd biegnie moja droga? Czy jest nią szeroka autostrada, czy wąska i kręta ścieżka? Tego nie wiem. Chcę jednak zawsze powracać tu, gdzie moja ojcowizna.
Zagłosuj na pracę klikając w poniższy link: