Moja „zajawka” na długie spacery pojawiła się dopiero trzy lata temu. W mroźny, grudniowy wieczór ktoś wyrzucił z samochodu małego pieska. Misiu, bo tak mu dałam na imię, dla kogoś był zwykłym kundlem i przykrym ciężarem. Dla mnie stał się przyczyną i towarzyszem długich, radosnych wędrówek. Z czasem udało mi się zaszczepić potrzebę wspólnych spacerów w moich rodzicach. W ten sposób, w trakcie naszych wędrówek, poznałam opowieści o swoich przodkach.