Zgłosił też jej kandydaturę do Diecezjalnej Komisji ds. Pamięci i Kultu Świętych w Tarnowie, zorganizował na jej temat sesję naukową, ogłosił jej rok w domu, którym kiedyś ona zawiadowała, a dziś on kieruje.
Mowa o józefitce s. M. Kolumbie Czarnocie, którą Boża opatrzność złączyła na 25 lat z tym miejscem. Dziś jego dyrektorem jest ks. Osiński. - Trudno się nie zadziwić, że w ciągu niespełna roku posługi księdza dyrektora w tym domu włożył on tyle wysiłku w poznanie historycznych korzeni tego miejsca i w tych poszukiwaniach spotkał się ze śp. s. Kolumbą i - co tu ukrywać - od razu w sercu i w pragnieniach ją kanonizował - zauważyła s. M. Stefania Jaworska, główna prelegentka sesji naukowej poświęconej s. Kolumbie, jaka została zorganizowana w tarnowskim Domu Emerytów Caritas Diecezji Tarnowskiej, a jego pracownicy sprawili, że wszyscy zaproszeni zostali tu przyjęci z gościną i tak otwartym sercem, jakie s. Kolumba miała dla tych, którzy tu do niej przychodzili.
To tu ks. Osiński z racji 75. rocznicy śmierci s. Kolumby ogłosił jej rok. Banery z jej wizerunkiem stanęły w całym domu. W gablotach umieszczono pamiątki, jakie się po niej zachowały. Sam, by ją poznać, odwiedził nieraz jej grób na Starym Cmentarzu w Tarnowie, a w Tuchowie s. Stefanię, która wie o s. Kolumbie najwięcej i zatroszczyła się o pamięć o niej. Był w Archiwum Zgromadzenia Sióstr św. Józefa w Krakowie, a w końcu odwiedził jej rodzinne strony, a więc Tarnawiec (kiedy siostra przyszła na świat, nazywał się Dornbachem) w diecezji przemyskiej, i tam też opowiadał rodakom o niej. Zgłosił również jej kandydaturę do Diecezjalnej Komisji ds. Pamięci i Kultu Świętych w Tarnowie.
- Siostra Kolumba ze swoją historią, która do nas wróciła, już wprowadziła w nasz dom wiele radości. To ziarno przynosi plan nawet po latach. Czujemy, że nas rozruszała, sprawiła, że wyremontowaliśmy jadalnię, a panie dekoracjami uczyniły go jeszcze piękniejszym. Siostra Kolumba to perełka naszego domu. Sam poznałem s. Kolumbę, będąc zaraz po wizycie u bł. rodziny Ulmów w Markach. Kiedy czytałem o tym, co s. Kolumba robiła dla Żydów tutaj, w tym miejscu, w naszym domu, wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Pomagała im w pełni świadoma zagrożenia i tego, że może stracić życie, dając świadectwo miłosierdzia, odwagi i niezłomnej wiary - mówi ks. Osiński.
Podczas sesji naukowej s. Jaworska przypomniała historię tworzenia się tego domu, opowiadała o ks. inf. Stanisławie Walczyńskim, jego inicjatorze i pierwszym prezesie Towarzystwa św. Filomeny, które zawiązało się dokładnie przed 120 laty, by objąć opieką osoby nieuleczalnie chore, dla których nie było miejsca ani w szpitalu, ani w rodzinach. Z tego obrazu wyłonił się także wkład sióstr józefitek, którym powierzono prowadzenie tego domu, a one, żeby go utrzymać, wykarmić i ubrać mieszkańców, kwestowały po całej diecezji z ogromnym trudem i nierzadko narażając się na przykrości.
Posłuchaj wystąpienia s. M. Stefanii Jaworskiej na temat historii Domu dla Nieuleczalnych, dziś nazywanego Domem Emerytów Caritas Diecezji Tarnowskiej:
S. M. Stefania Jaworska: Historia Zakładu dla Nieuleczalnych w TarnowieZadziwia i zdumiewa, z jakim poświęceniem nie tylko o mieszkańców tego domu, ale i o ubogich i potrzebujących całego powiatu tarnowskiego troszczyły się siostry józefitki, kiedy domem tym kierowała s. Kolumba, przybywając tu w sierpniu 1922 r. i poświęcając się bez reszty samarytańskiej posłudze do końca wojny. Swoją pokorną postawą zdobywała litość bogatszych właścicieli sklepów na rzecz swoich - jak zawsze mówiła - "kochanych, biednych chorych". "Nikt w urzędach nie odmówił jej prośbie. Słyszałam, jak mówili poważni obywatele Tarnowa, że matce Kolumbie trzeba pomóc, ponieważ na jej ramionach spoczywa cała biedota powiatu. (...) Imię matki Kolumby było powszechnie znane, doceniane i postrzegane jako reklama dobrej firmy. Swoją postawą zakonną pełną taktu zdobywała sobie wielki szacunek i uznanie nie tylko w Tarnowie, powiecie tarnowskim, ale niemal w całej diecezji, u władz kościelnych i świeckich, urzędów, właścicieli dworów, ludności wiejskiej i miejskiej, a nawet tarnowskich Żydów, którzy szukali u niej rady i wsparcia" - przypomniała świadectwo jednej z sióstr, która z nią pracowała przez 9 lat, s. Stefania.
Matka Kolumba pomagała wszystkim - ubogim, którzy przychodzili prosić ją o wsparcie, i biednym Żydom, których po sąsiedzku wspierała plonami ziemi i ogrodu, a jej miłosierne gesty doceniała również tarnowska synagoga. "Matką Żydów" nazywano ją w środowisku tarnowskim już przed wojną. Przez cały okres wojny zakład był otwarty dla żebraków, którzy otrzymywali w nim ciepłą strawę. Doraźną pomoc znajdowali w nim uchodźcy, ścigani przez Gestapo, członkowie ruchu oporu oraz Żydzi. Na liście licznych znanych i nieznanych uratowanych przez s. Kolumbę jest m.in. ks. Józef Cieślicki, dyrektor lubelskiej Caritas, i doktor Kazimierz Zając. Trudno byłoby nawet określić liczbę osób pochodzenia żydowskiego. Dostarczała też żywność do tarnowskiego getta.
Nieugięta odwaga i dziecięca ufność w Bożą opatrzność pozwoliła s. Kolumbie na przekraczanie niemieckich zakazów, robiła to z narażeniem życia, pozwalając żydowskim sąsiadom ukrywać się w budynku gospodarczym bądź zacienionej krzewami altanie ogrodu. Była przekonana, że właśnie tam Niemcy za pomoc Żydom ją zastrzelą.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Pan Bóg ją i to miejsce chronił. Jak w straszną noc z 5 na 6 września 1939 roku. Bliskie sąsiedztwo z koszarami sprawiły, że nieprzyjaciel uznał budynek zakładowy za obiekt wojskowy. Na 18 bomb, które wówczas spadły w pobliżu, żadna nie trafiła w dom. Kiedy z kolei Niemcy chcieli go przejąć na własne cele, s. Kolumba odstraszyła ich, mówiąc, że w zakładzie jest bakcyl gruźlicy i tyfusu. Nieraz szukali w nim Żydów, nigdy nie znaleźli.
Już w pierwszych miesiącach wojny liczba podopiecznych domu wzrosła do 80 osób o wysiedlonych z Pomorza i Poznańskiego. I dla nich s. Kolumba była matką, żywicielką i pocieszycielką. Organizowała doraźną pomoc więźniom. Odnajdowała w tarnowskich slumsach skrajnie zaniedbanych staruszków, których siostry oczyszczały z cuchnących łachmanów i robactwa. W czasie największego kryzysu w latach 1942-1943 w domu gotowano ciepłą strawę dla wszystkich głodujących w mieście.
"Nieroztropna" w opinii niektórych sióstr hojność siostry przełożonej budziła w nich nieraz opory i obawę, że nie starczy na wyżywienie podopiecznych. Wtedy zwykła mówić: "Dzieci, nie martwcie się. Boża opatrzność czuwa nad nami". - Rzeczywiście, jej hojność była w dwójnasób wynagradzana. W kilku siostrzanych wspomnieniach znajdujemy zapewnienie, że przez całą okupację nikt w zakładzie nie doznał głodu i nikt proszący o wsparcie nie odszedł z pustą ręką - mówi s. Stefania, zauważając, że niewątpliwie łatwiej było ją podziwiać niż naśladować.
Matka Kolumba była także oparciem dla sióstr z domu przy ul. Mościckiego, które w grudniu 1940 r. zostały przez okupanta pozbawione dachu nad głową, oraz wysiedlonych z placówek pomorskich i kresowych. Siostra Kolumba włączyła je w poligon miłosierdzia, który działał prężnie w Tarnowie pod patronatem ks. prał. Karola Pękali. Ponad 20 józefitek podjęło wówczas pracę samarytańską, organizowaną przez diecezjalną Caritas. - Strzępy zachowanych siostrzanych świadectw dotyczących pomocy więźniom, partyzantom, uciekinierom, Żydom, ofiarom epidemii zapierają dech w piersiach, a zarazem zdumiewają mocą Bożą, posługującą się kruchymi narzędziami - zauważa s. Jaworska.
Pracowite ponad miarę życie poważnie osłabiło jej zdrowie. Po zakończeniu wojny s. Kolumba została skierowana na przełożoną sióstr w Strzelcach Namysłowskich, a potem w Paczkowie. Sama wymagała leczenia, ale i tam stargane wiekiem i schorzeniami staruszki miały w niej troskliwą opiekunkę i matkę. Po jednej z przebytych kuracji przyjechała do Tarnowa na rekolekcje, które - jak się okazało - były dla niej przygotowaniem na śmierć. 8 lipca 1950 r. odeszła do Pana w wieku 74 lat. Obrzędom pogrzebowym przewodniczył ordynariusz tarnowski z udziałem licznie zgromadzonych kapłanów, sióstr zakonnych oraz wielkiego grona osób świeckich, które doświadczyły jej wiernej miłości.
Całej prelekcji nt. s. Kolumby posłuchaj tutaj:
S. M. Stefania Jaworska o józefitce s. Kolumbie Czarnocie (1.07.1876 - 8.07.1950)Dzięki ks. Osińskiemu jej postać i heroiczne życie odżyły na nowo. Po latach obecna jest znowu w Domu Caritas przy Starodąbrowskiej. Wystarczyło, że na jednym z jej zdjęć ze współsiostrami można było na ławce obok dostrzec jabłka, a już panie z tutejszej kuchni wyczarowały "Szarlotkę siostry Kolumby". Przygotowane także zostały foldery na jej temat. Na stronie tej placówki ma swoją zakładkę. Cóż się dziwić, skoro to perełka tego domu i symbol miejsca, gdzie miłosierdzie świadczone jest od prawie 115 lat. A że Kolumba z języka łacińskiego znaczy gołębica, to na zakończenie sesji, by uczcić pamięć o niej i wypuścić w świat, wyfrunął sprzed kapliczki Matki Bożej Pokoju biały gołąbek z orędziem pokoju. Oj, śpieszyło mu się, zobaczcie:
Kolumba znaczy gołębica. Niech niesie orędzie pokoju w świat!