Dziś wspomnienie św. Bernardyna, który jest patronem niewielkiego kościółka w samym sercu Przecławia, z wielką historią.
W miejscu zdawałoby się niepozornym stoi niewielki kościółek pw. św. Bernardyna. - Wszyscy mówią nie kościółek, a kościół, bo choć wielkościowo jest po prostu małą kaplicą, to jednak ludzie mają tu wielki szacunek do tego miejsca - mówi Józefa Krzak, prezes Stowarzyszenia "Przecławski Krąg", które wiele lat temu powstało, by ocalić świątynię. Nie była ona wówczas własnością parafii, tylko - jak czytamy w dokumentach - własnością gromady Przecław.
Dziś - odnowiony, zadbany, otoczony zielenią - cieszy oczy i serca mieszkańców. Jest symbolem nie tylko wiary, ale też ogromnej pracy i determinacji lokalnej społeczności.
Historia tego miejsca sięga XV wieku. Pierwszy kościół został tu wzniesiony z modrzewia w 1456 r. przy szpitalu dla ubogich w czasach, kiedy właścicielami miasta byli Ligęzowie. Drugi w tym miejscu kościół, także z drewna, wybudowano w 1789 roku. Niestety, spłonął, ale udało się wynieść obraz św. Bernardyna. Jakiś czas później mieszkającym naprzeciw braciom Muniakom, którzy byli zawołanymi murarzami, przyśniło się jednocześnie, że pożary ustaną, gdy św. Bernardyn powróci do głównego ołtarza w kaplicy. Muniakowie skrzyknęli mieszkańców i w 1858 r. odbudowali kościółek. Ponoć szły na to dochody z sadów, z których kiedyś Przecław słynął.
Obraz św. Bernardyna i nadpalony fragment starego ołtarza to niemi świadkowie dramatycznej historii kościółka; do dziś są w świątyni. Przez długie lata świątynia nie była formalnie własnością parafii, lecz społeczności lokalnej, co znacznie utrudniało zdobywanie pieniędzy na remont. Ściany pękały coraz bardziej, a szpary były takie, że można było ponoć wsunąć dłoń, w dodatku wilgoć i brak ogrzewania czyniły wnętrze zagrzybionym, nieużywalnym. Trzeba było podjąć działanie. - To była powszechna świadomość, ale nie było wiadomo, jak się za to zabrać. I czy jest szansa powodzenia. Ja też nie wiedziałam, ale pomyślałam: "Jak nie my, to kto?" - mówi J. Krzak. W 2005 r. zawiązało się Stowarzyszenie "Przecławski Krąg", które - w porozumieniu z parafią - podjęło starania o remont.
- Pierwsze pieniądze były z Funduszu Sołeckiego - 15 tys. zł. Wtedy to była ogromna suma. Od tego wszystko się zaczęło - wspominają członkinie zarządu stowarzyszenia. Pieniądze zbierano także w bardziej tradycyjny sposób - poprzez kiermasze, sprzedaż stroików, ulotek, zbiórki po Mszach św. Wydawano własne broszury z historią kościoła, kolportowano je pod kościołem i wśród mieszkańców. Każda złotówka była ważna. Dzięki tym wysiłkom udało się wykonać kolejne etapy prac: nowy dach, izolację fundamentów, odtworzenie tynków, zabezpieczenie ścian i malowanie wnętrza.
Dziś nie ma wątpliwości - kościółek wrócił do życia. - Co jakiś czas zdarzają się telefony - ludzie nawet z dalsza dzwonią, pytają, jak zwiedzić obiekt - przyznaje ks. Krzysztof Orzeł, proboszcz parafii. Kościółek jest odwiedzany, fotografowany, wspominany. A dzieci, które brały udział w konkursach, wiedzą już, że ten budynek to nie tylko ciekawe miejsce - to historia ich miasta.
Stowarzyszenie liczące kilkanaście osób nadal działa. Opiekuje się kościółkiem pw. św. Bernardyna, który jest uważany za patrona Przecławia. Właśnie w dzień jego wspomnienia w kościółku zwykle odprawiana jest Msza św. Druga w ciągu roku w sierpniu, na św. Rocha, uważanego z kolei za patrona przecławskich murarzy, z których kiedyś słynęło na całą Galicję to miasteczko.
- Chcemy podziękować wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób włączyli się w długo trwające prace renowacyjne. Najczęściej po cichu, bez rozgłosu - mówią Joanna Krzempek, wiceprezes stowarzyszenia, i Józefa Krzak, która szefuje Przecławskiemu Kręgowi.
W tym miejscu spotykają się historia, lokalna tożsamość i wiara. Dzięki grupie zaangażowanych mieszkańców udało się uratować coś więcej niż budynek. Uratowano pamięć, duchowość, wspólnotę. - Czasem się mówi, że nie ma co się przejmować. Ja wierzę, że nie tylko w Przecławiu, ale wszędzie, jeśli my nie zadbamy o nasze dziedzictwo, to nikt tego nie zrobi - dodaje pani Józefa.