Bp Stanisław Salaterski 6 czerwca poświęcił sztandar Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łęgu Tarnowskim.
Uroczystość odbyła się w pierwszy piątek czerwca przy licznym udziale członków tutejszego oddziału Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, a także pocztu sztandarowego oddziału z Woli Rzędzińskiej. Mszy św. przewodniczył bp Salaterski, który jest krajowym delegatem ds. Arcybractwa Straży Honorowej NSPJ Konferencji Episkopatu Polski.
Na kanwie Ewangelii i wybrzmiewającego w niej pytania: "Piotrze, czy miłujesz Mnie?" biskup w homilii mówił o Bożej miłości i odpowiedzi na nią nie tylko słowem, ale i czynem. Przypomniał, że Pan Jezus pyta o tę miłość każdego z nas i od każdego jej oczekuje. Przywołał św. Małgorzatę Marię Alacoqoue i jej objawienia oraz inną wizytkę - s. Marię Konstancję Bernaud, która wymyśliła Straż Honorową Najświętszego Serca Pana Jezusa, zegar strażowy i ideę obecności jednej godziny przy Sercu Bożym.
Na tę drogę jednoczenia się w duchu miłości, wdzięczności i wynagrodzenia Sercu Jezusowemu wstąpiła powstała trzy lata temu wspólnota ASHNSPJ w Łęgu Tarnowskim. W dniu jej założenia zapisało się do niej 76 członków. Znakiem jej żywotności jest sztandar poświęcony przez bp. Salaterskiego. Biskup wskazywał, by stał się on także ciągłą zachętą do czujności i wytrwałości.
- Duch lenistwa, słabości, przyzwyczajenia, zaniedbania spotkań, wymiany biletów nie śpi i czasem sprawia, że wspólnota była, a potem jej nie ma. O tym jestem przekonany, bo doświadczyłem tego choćby niedaleko Tarnowa, znajdując podczas wizytacji zegar strażowy w kościele, o którym proboszcz nawet nie wiedział, a okazało się, że w tej parafii wspólnota istniała już w czasie II wojny światowej, ale o niej zapomniano - mówił, przywołując także kolejny przykład, kiedy po 30 latach od założenia oddziału arcybractwa nie było już po nim śladu, oprócz zegara w kościele.
- Czuwajcie, aby ten sztandar jednoczył tych, którzy naprawdę Pana Jezusa kochają, i którzy w tej miłości są wierni, wytrwali, ofiarni, bo wtedy wasza wspólnota będzie ozdobą Kościoła, pociechą dla Serca Pana Jezusa, waszą drogą do świętości i skutecznym wkładem w czynienie świata lepszym. Kropla draży skałę nie siłą, ale częstotliwością padania. Świat staje się lepszy nie przez to, że nową ideologię wymyślą, ale przez to, że każdy z nas przez jeden uśmiech więcej, jedno dobre słowo, jedno umartwienie, jedno "Zdrowaś, Maryjo" więcej jest bardziej oddany Panu Bogu i ludziom, i o tym pamiętajmy i tak twórzmy piękno tego sztandaru, waszej wspólnoty i Kościoła świętego, a Pan Jezus w znaku swojego Serca będzie się szeroko do was uśmiechał, przynajmniej tak, jak to robią siostry sercanki, które wam posługują - zapewniał.
Posłuchaj fragmentu homilii bp. Salaterskiego i tego, co jeszcze mówił do członków ASHNSPJ w Łęgu Tarnowskim:
Poświęcenie sztandaru ASHNSPJ w Łęgu Tarnowskim
Rzeczywiście, siostry sercanki posługują w parafii w Łęgu Tarnowskim na wzór Serca Jezusowego od ok. 40 lat. Sprowadził je do parafii w latach 80. ubiegłego wieku wieloletni proboszcz tej wspólnoty ks. prał. Roman Wójcik, zmarły niecałe 3 tygodnie temu. Wspólnotę arcybractwa założył poprzedni wikariusz, a opiekuje się nim obecny - ks. Michał Rachwalski. Zależy mu na tym, aby arcybractwo było dla siebie prawdziwą wspólnotą, która się zna i wspiera, stąd spotyka się tu co miesiąc.
Każdy z członków straży ma swoją historię i swoje osobiste powody, dla których wstąpił do arcybractwa. - 44 lata temu brałam ślub i dostałam w prezencie od mojego księdza proboszcza z Wojnicza, bo stamtąd pochodzę, obraz Serca Jezusowego. Powiedział mi wtedy: "Módl się, niech Serce Boże czuwa nad twoją rodziną". Ten obraz ciągle wisi w moim pokoju i nigdy od tamtej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele Sercu Jezusowemu zawdzięczam, jak autentycznie czuwa nad naszą rodziną. Zawsze, kiedy wychodziłam z domu, spoglądałam na obraz i prosiłam Jezusa, by czuwał nad dziećmi, ale nigdy nie przypisywałam już Jemu tego, że nigdy nic się im nie stało, aż przyszedł rok 2004 - opowiada pani Alicja z Łęgu Tarnowskiego.
To wtedy, 2 września, urodziła się jej wnuczka. - 14 tygodni wcześniej, miała być upośledzona umysłowo, nie widzieć, nie słyszeć, nie chodzić, nie mówić. Oczy miała bielusieńkie jak płótno. Pierwsze 2 miesiące spędziła w szpitalu, a później ciągłe wizyty u lekarzy, w szpitalu i rehabilitacje, które sprawiały jej ogromny ból. Potwornie płakała, a my razem z nią - mówi pani Alicja.
- 25 stycznia kolejnego roku, kiedy wnuczka miała niecałe 5 miesięcy, w nawrócenie św. Pawła, rocznicę ślubu jej rodziców, po 7.00 rano syn przyszedł po pracy, zaświecił światło, a wnuczka rączkami zakryła sobie oczy. Patrzymy na nią, a jej oczy są zupełnie zdrowe - wspomina babcia, a jej wnuczka, zanim skończyła rok, zaczęła chodzić, rok wcześniej poszła do szkoły, w tej chwili kończy III rok studiów filologii romańskiej, do tego pięknie maluje.
Rodzina modliła się o cud przez wstawiennictwo bł. Romana Sitki. - Poradził nam to kapelan w szpitalu, w którym się urodziła i została ochrzczona. Sama rzadko jeździłam do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tarnowie na nabożeństwa, więcej robił to mój mąż, bo wspieranie syna i synowej w opiece nad wnuczką oraz praca zawodowa nieczęsto mi na to pozwalały. Za to wszystko Panu Jezusowi dziś bardzo dziękuję, choć upłynęło wiele lat, żeby zrozumieć, że On rzeczywiście tak, jak powiedział mi proboszcz z Wojnicza w dniu ślubu, czuwa nad moją rodziną - wyznaje pani Alicja.
Oczywiście cegiełkę do tego cudu dołożyli także lekarze, zwłaszcza doktor Olechowski z Tarnowa - specjalista od wcześniaków, który opracował autorską metodę pracy z nimi, ale to, że ona przyniosła takie efekty, i to, że rodzina do niego trafiła, już Bogu zawdzięcza. Przyszedł też czas próby, kiedy dwa lata później zmarł syn pani Alicji. Był zupełnie zdrowy. - Pan Bóg pokazał nam, kto jest Panem życia i śmierci - mówi i wie, że kiedy się jest blisko Serca Bożego i w Nim, to i syn zostaje w nim żywy, jaki był - zaznacza.