Z Tarnowa do Skrzyszowa przeszedł w pierwszą sobotę 2 sierpnia XX Diecezjalny Marsz Trzeźwości.
Wydarzenie jest cały czas równie aktualne - zarówno jako manifestacja wiary, świadectwo, jak i okazja do refleksji nad osobistą i społeczną odpowiedzialnością za trzeźwość.
Tradycyjnie marsz rozpoczął się Mszą św. w kościele pw. bł. Karoliny Kózkówny w Tarnowie, skąd po Eucharystii uczestnicy, a było ich w tym roku naprawdę dużo, biorąc pod uwagę, że nigdy marsz nie był masowym wydarzeniem, przeszli do kościoła pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Skrzyszowie, gdzie odbyło się nabożeństwo ekspiacyjne.
Tarnów. XX Diecezjalny Marsz Trzeźwości. Wyjście z Tarnowa w stronę SkrzyszowaCzy marsz w tej postaci, w jakiej idzie od 20 lat, jest w stanie coś zmienić? - Dużo - przekonuje ks. Zbigniew Guzy, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Trzeźwości i Terapii Uzależnień tarnowskiej kurii. I to w dodatku nie tylko może, ale zmienia. - Idąc modlimy się w intencji trzeźwości, ale też uczestnicy modlą się za trzeźwiejących. I potem zdarza się jakiś Wojtek, Kazek, który trafia do Ośrodka Terapii Uzależnień albo się do niego wybiera i żeby podjął tę niełatwą decyzję, musi mieć siłę z góry, bo czasem taka decyzja przekracza ich siły - tłumaczy ks. Guzy. Ale to nie wszystko. - Często ludzie na terapii mówią, że decyzję o niej podjęli w dziwny sposób, raczej cudowny, bo nie byli w stanie albo nie mieli sił, by zdecydować się na abstynencję, a jednak to zrobili. Nie mamy tu informacji prosto z nieba, że trzeźwość np. Kowalskiego została tu wymodlona, ale oni sami nazywają ją czasem cudem, że ona nie wzięła się z sufitu, że ktoś to wymodlił - wyjaśnia ks. Guzy.
Tarnów. XX Diecezjalny Marsz Trzeźwości. Kazanie ks. Zbigniewa GuzegoOd wielu lat, może od początku, w marszach bierze udział Wojciech ze Szczucina. - Nie piję 28 lat, a wcześniej piłem dużo, ostatnie 10 przed trzeźwością tak bardzo, że w mojej miejscowości zastanawiali się, kiedy się zapiję. Nie dawali mi szans. A moja trzeźwość została wymodlona na różańcu przez moją żonę, bo ja nie byłem na terapii, tylko po prostu przestałem pić, co wiązało się także z nawróceniem - wyznaje Wojciech.
Dlatego udział w marszu jest kwestią odpowiedzialności za trzeźwość w naszej ojczyźnie, ale i świadectwem troski o trzeźwość wielu ludzi, których uczestnicy znają. Dlatego ks. Guzy dziękował, że w wakacyjny, sierpniowy weekend, przyszli tu, by wspólnie maszerować, modlić się, choć mogli realizować swoje wielorakie zainteresowania. - Dlaczego przyszliśmy? Bo czujemy się odpowiedzialni, nade wszystko za siebie, ale także odpowiedzialni za innych, za nasze siostry, za naszych braci. I to jest coś niezwykłego, nie obojętność, ale odpowiedzialność, a odpowiedzialność wyrażana na różne sposoby, przynosi błogosławione owoce - przekonywał ks. Guzy.
Odpowiedzialność to odwaga w dawaniu świadectwa. Wiele razy przy okazji marszów mówiło się, że chcąc nie chcąc, marsz jest znakiem sprzeciwu. Czasem jego uczestnicy narażali się po drodze na kpiny czy szyderstwa, często również byli obiektem wyrażanego szacunku. Niemniej jednak ciągle w Polsce panuje przekonanie, że picie alkoholu jest naturalne i oczywiste. - Ja nie piję 28 lat. Ostatnio młody człowiek mnie zapytał, kiedy były spotkania promujące trzeźwość, czy mógłbym wypić piwo. Odpowiedziałem, że być może tak, ale czy ktoś da mi gwarancję, że to nie uruchomi lawiny? Nikt jej nie da. Dlatego dla mnie całkowita abstynencja to jest normalny stan. Dla wielu innych ludzi również - mówi Wojciech. Co nie znaczy, że zdanie, że „alkohol jest dla ludzi” nie ma w sobie odrobiny prawdy. - Ale nie każdy i nie dla każdego - dodaje. Ludzie tego nie wiedzą. Wielu trzeźwych alkoholików, tak mówią, gdyby wiedziało, co się stanie, jaki dramat w ich życiu osobistym, rodzinnym uruchomi kieliszek wódki czy to kolejne piwo, w życiu nie sięgnęłoby po alkohol. - Kłopot, że nikt nie wie, w którym momencie, która kropla alkoholu będzie tą, za którą jest uzależnienie - dodaje Łukasz z Diecezjalnego Apostolatu Trzeźwości.
- W świecie, w którym żyjemy, często możemy się spotkać z uogólnieniem. Mówi się, wszyscy tak robią, wszyscy przeklinają, kradną, kłamią. Mówi się także, że wszyscy piją. To są słowa, które zazwyczaj mają usprawiedliwiać własne postępowanie. To nie prawda, że wszyscy piją. Są tacy, którzy są abstynentami i obecni są oni tutaj, w tym momencie, w tym kościele. Od każdego człowieka zależy, do której grupy będzie przynależał - mówił ks. Guzy.
Tomasz z Bochni ma 49 lat. Na marszu jest po raz pierwszy. Obecnie walczy o własną trzeźwość, będąc w terapii. Ma dla kogo, ma dwóch synów, żonę. - Ja poszedłem na odwyk dzięki mojemu synowi. Starszy syn ma 17 lat. Byłem po weekendowym piciu, poszedłem do parku, wziąłem flaszkę, wypiłem, wróciłem do domu, miałem jeszcze jedną. Przyszedł syn do mnie do sypialni i mówi tak, „tato, choćbyś mnie uderzył, wyrzucił z domu, ja nie pozwolę ci już pić”. Usiadłem, zdjąłem kurtkę, bo to było w listopadzie, poprosiłem syna, by odłożył kurtkę i wyrzucił butelkę, którą jeszcze miałem. Na drugi dzień już byłem na odwyku w Krakowie. To jest duża motywacja, kiedy dziecko spokojnie o to cię prosi. Mój syn gra w piłkę. Chodziłem na te mecze. Na odwyku nie mogłem być na grze, ale syn obiecał, że zagra dla mnie. Po południu dowiedziałem się, że wygrali, a syn był jednym z najlepszych graczy na boisku. To są takie rzeczy, które chwytają za serce, motywują, trzeba do tego jeszcze konsekwencji, siły ducha, o to się tu dziś modlę z innymi - mówi Tomasz.