W niedzielę 31 sierpnia parafia pw. św. Andrzeja Apostoła w Łukowicy obchodziła uroczyście 700-lecia swojego istnienia. To nie tylko kolejna rocznica, ale głęboko przeżywane duchowe święto całej wspólnoty.
Samo niedzielne świętowanie było co prawda połączone z powiatowym Świętem Owocobrania, ale parafia swojego 700-lecia nie „dokleiła” do parafialnego odpustu, czy jakiegoś większego święta, ale z jubileuszu uczyniła uroczystość, i to tygodniową. – Mieliśmy rekolekcje, które głosił ks. Stanisław Porębski z Ropy, codziennie spotykaliśmy się na jakimś liturgicznym wydarzeniu. Wspaniale wypadło uwielbienie, które przygotował ks. Marek Ruciński, ale i Droga Krzyżowa na Skiełek. Było w czasie tygodnia mnóstwo spowiedzi świętych. Myślę, że duchowo przygotowaliśmy się i przeżyli to godnie – mówi ks. Wiesław Majca, proboszcz parafii.
700-lecie parafii Łukowica. Kazanie bp. Stanisława SalaterskiegoKilka dni wcześniej do parafii przyszedł nowy wikariusz, ks. Andrzej Janiga. – Ostatnie trzy dni tego tygodnia jubileuszowego mogłem uczestniczyć w wydarzeniach, ale to co widać, to cały czas kościół pełny ludzi, i wszyscy niemal do Komunii świętej. To robi wrażanie – przyznaje ks. Janiga.
Czy nie można było po cichu obejść rocznicy? Pewnie tak, ale byłoby to zdaniem ks. Majcy zaniedbanie. – My musimy sobie uświadamiać, że 700 lat to jest ogromne dziedzictwo. Wiary, historii, kultury. Ileż pokoleń przed nami pracowało nad tym, co my dziś dziedziczymy? I myślę, że trzeba mieć taką wiedzę. Gdyby przodkowie coś chcieli nam powiedzieć, to zapewne chcieliby, żebyśmy nie zaniedbali tego dziedzictwa. Ale najpierw trzeba je lepiej poznać, żeby je potem dalej przekazać – tłumaczy duszpasterz.
– Myślę, że to świętowanie jest bardzo ważne. Ogromna rocznica, piękna, duża, okrągła – mówiła „Gościowi” przed uroczystością Agata Kwit, mieszkanka Jastrzębia. – Właśnie rozmawialiśmy w drodze, bo jechałam z moimi siostrzeńcami, którzy służą przy ołtarzu, że w sumie to mamy taki wyjątkowy moment, że możemy w tym uczestniczyć. Następną taką rocznicę to może nasze wnuki będą świętowały – mówi. Ludzie są świadomi pewnej wyjątkowości czasu.
Historia parafii także jest dość wyjątkowa, a przy okazji ciągle jeszcze do odkrycia. Przy okazji rocznicy ukazała się albumowa książka „Historia parafii Łukowica 1325–2025”. Agnieszka Stefanowicz, autorka opracowania historycznego, przyznaje, że jeszcze 20 lat temu historia ta stanowiła trochę „białą plamę”. – Kiedyś pisałam o historii naszej parafii pracę magisterską na KUL, ale ona dotyczyła okresu do powstania diecezji tarnowskiej. Pierwszym okresem, o którym wówczas na podstawie archiwów mogłam pisać, były dokumenty wizytacyjne, które jednak pochodziły dopiero z końca XVI wieku. Do Łukowicy tymczasem przyjechał Jarosław Czaja, który jest dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury Sportu i Turystyki, i zafrapowała go historia miejscowości, parafii, sięgnął po to moje opracowanie, sam wiele znalazł, i doszło do kolejnych kwerend, z których narodziła się ta publikacja – mówi Agnieszka Stefanowicz.
Jak u wielu 700-latek pierwszy pewny zapis o istnieniu parafii znajdujemy w pierwszym na ziemiach polskich spisie świętopietrza. Tego spisu dokonywali wysłannicy papiescy w latach 1325 do 1327. Tu już w zasadzie można przyjąć sobie dowolną datę. W Łukowicy postawili na 1325 rok, pierwszą pewną datę mówiącą o istnieniu parafii. Ale jak to bywało, parafie, które płaciły ten kościelny „podatek”, zazwyczaj już wcześniej istniały i nienajgorzej prosperowały. Więc data jest pewna, ale trochę umowna.
Cudownym miejscem w parafii jest monumentalna świątynia parafialna, ale wyjątkowym pod innym względem, historycznym, artystycznym, kulturowym, stary kościół drewniany pw. św. Andrzeja, już dziś fantastycznie zadbany. Agnieszka Stefanowicz zwraca uwagę, że arcyciekawa jest też kaplica na cmentarzu. Dziś wygląda dość nowocześnie, ale to jest wynik ze 20 lat temu przeprowadzonych prac. – Ona jest co najmniej z 1793 roku. W połowie XIX wieku została poddana konserwacji, częściowo odbudowie, i jest to w kronice parafialnej zapisane, za księdza Aleksandra Sandewicza, że ma wygląd gotycki, choć sam Sandewicz pisał, że ma korzenie starożytne – opowiada A. Stefanowicz.
Ciekawym epizodem historii parafii jest pobyt tutaj jezuitów, którzy w 1926 roku otrzymali od Marii Radomyskiej hrabiny Roztworowskiej majątek w Łukowicy dla stworzenia tu sanatorium dla młodzieży męskiej. – Rzecz mało znana w historii parafii – zapewnia A. Stefanowicz. Sama natknęła się na ślad tego fragmentu historii, kiedy ktoś z rodziny spotkał Tadeusza Morstina w Krakowie, który dowiedziawszy się, że rozmówca pochodzi z Łukowicy przyznał, że jeździł tam na jezuickie kolonie. – Jezuici organizowali tu kolonie dla chłopców z Krakowa aż do 1945 roku. W nocy z 28 na 29 czerwca 1945 roku, czyli już po wojnie, miał przyjechać pierwszy turnus powojenny i tej nocy jeden człowiek, dziś wiemy, że z inspiracji władzy ludowej, podpalił dwór – dodaje. Jezuici nie dali za wygraną. Przenieśli się do innych zabudowań i posługiwali tu jeszcze do lat 70-tych XX wieku.
Komuniści chcieli nadal "wykurzyć" jezuitów z Łukowicy i uprzykrzali im, jak i miejscowej ludności życie. Trwała istna wojna. – Milicja zastraszała ludność miejscową za to, że bratali się z tymi jezuitami, że im pomagali itd. Jakaś kobieta była terroryzowana, ciągana za włosy, szarpana, za to, że przynosiła mleko do jezuitów. Jezuici stali się głównym wrogiem władzy ludowej – opowiada historyczka. Ale ten epizod świadczy też o tym, że miejscowi zdali kolejny raz trudny egzamin z solidarności.
Proboszcz, ks. Wiesław Majca, mówi, że te obchody 700-lecia są po to, żeby sobie uświadomić jakim skarbem jest nie tylko historia, ale tradycja regionalna, która splata się tu od wieków z wiarą katolicką, no i sama wiara, która jest fundamentem tego 700-lecia. – Moim zdaniem ona u nas jest i szczera, i prawdziwa. Jeżeli budujemy coś na szczerości, prawdziwości, rzetelności, staramy się, aby wszystko, co robimy było autentyczne, to przetrwa lata, jak nie wieki. Dla ludzi tu mieszkających wiara jest bardzo ważna. I poczucie wspólnoty także. Nie jest czymś udawanym – zapewnia Katarzyna Wnękowicz, parafianka. Agata Kwit zauważa, że w tym kontekście światło na sprawę trwałości katolickiej tradycji może rzucać choćby fakt, że dzieci czy młodzież w szkołach czy środowisku nie zaznają przykrości od rówieśników z tego powodu, że chodzi do kościoła, czy uczestniczy w życiu parafii. – U nas nie mamy problemu wychowywać dzieci w wierze katolickiej, bo u nas nie jest to przez nikogo piętnowane czy wyśmiewane. Praktycznie wszystkie rodziny, z którymi dzieci chodzą do szkół są wierzące, wiara jest oczywista – dodaje.
Mszy św. w dzień jubileuszu i Święta Owocobrania przewodniczył bp Stanisław Salaterski. Tego dnia była czytana Ewangelia o zaproszonych na ucztę, z których niektórzy tego zaproszenia nie przyjęli. Biskup Stanisław nawiązał do tego słowa i zwrócił uwagę, że w tej perspektywie nasi przodkowie przyjęli zaproszenie do stołu Chrystusa i stąd mamy dziś 700-letnią tradycję Łukowicy.
– Ważne, abyśmy pamiętali też dramat tych, którzy nie przyjęli zaproszenia Pana Jezusa i starali się dalekowzrocznie patrzeć na swoje życie, zaufać Bożemu słowu i otwierać się na miłość płynącą z krzyża Pana Jezusa także przez ręce Matki Wspomożycielki Wiernych. Nasze zadanie to nie tylko przyjąć to zaproszenie dla siebie, ale także wprowadzić na tę drogę, wprowadzać do wspólnoty stołu z Panem Jezusem młode pokolenia. Tej pomocy bez wątpienia młodzi potrzebują, jako że wydaje się, że czasy są łatwiejsze, gdy chodzi o ekonomię, o materialne możliwości, ale też trudniejsze ze względu na to, jak wielu ludzi, instytucji, środowisk próbuje odwodzić ich od Ewangelii, mieszać w głowach, podpowiadając rozwiązania inne niż te ewangeliczne, te, które sprawdziły się w historii, w tradycji naszej ojczyzny i tej wspólnoty także. Ważne, aby pokazać, pomóc im widzieć dobro, które jest na tej drodze, którą idziemy – apelował w homilii bp Stanisław.
Jubileusz 700-lecia łukowickiej parafii to nie tylko wspomnienie minionych lat. To przede wszystkim żywe świadectwo wspólnoty, która pomimo zmieniających się czasów i trudności, trwa przy swoich wartościach. Autentyczność widoczna w szczerej pobożności, strojach lachowskich, dźwiękach lokalnych zespołów i wypełnionym po brzegi kościele, jest największym skarbem Łukowicy i najpiękniejszym darem dla przyszłych pokoleń.