Nikt w Afryce nie założył tyle nowych parafii, ile ks. Marian Pazdan

ks. Krzyszof Czermak

publikacja 05.11.2020 11:30

Tarnowski misjonarz posługuje w Republice Konga od 30 lat.

Nikt w Afryce nie założył tyle nowych parafii, ile ks. Marian Pazdan Ks. Marian Pazdan także wybudował pierwszy kościół pw. Miłosierdzia Bożego na kongijskiej ziemi i wiele zawdzięcza św. Janowi Pawłowi II. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Kończący się rok 2020 to czas, w którym trójka tarnowskich misjonarzy świętuje 30-lecie swego oddania wobec afrykańskich braci. Przewodzi im kobieta, pani Ewa Gawin, która już na początku tego roku cieszyła się 30-leciem swej posługi w Kościele w Kamerunie. Przeczytacie o niej tutaj:

Ks. Marianowi Pazdanowi czas wybił 30 lat pracy w Republice Konga trzy miesiące temu, a ks. Bogdan Piotrowski 30-lecie misjonarskiego oddania w tym samym kraju obchodzi właśnie dzisiaj - 5 listopada 2020 r. Niebawem na naszej stronie ukaże się artykuł ks. Krzysztofa Czermaka także o nim.

Dziś poczytajcie o ks. Marianie Pazdanie. Nikt w Afryce nie założył tyle nowych parafii, co on. Ks. Marian także wybudował pierwszy kościół pw. Miłosierdzia Bożego na kongijskiej ziemi, a i wiele zawdzięcza św. Janowi Pawłowi II.


30 LAT W KONGU BRAZZAVILLE KS. MARIANA PAZDANA

W roku 2020 minęło 30 lat posługi w Republice Konga ks. Mariana Pazdana. Wyjechał tam w październiku 1985 roku, ale przez pięć lat (X 1997-IX 2002) duszpasterzował w Belgii.

Nikt z tarnowskich misjonarzy w Kongu nie podejmował się głoszenia Dobrej Nowiny aż w sześciu parafiach, owszem w Republice Środkowoafrykańskiej dokonał podobnego wyczynu ks. Marek Muszyński. Nikt jednak nie założył tyle nowych parafii w Afryce, co ks. Marian.

Misje w prawdziwym buszu

Ks. Marian, po kilkumiesięcznym zaprawianiu się w Loubomo do misjonarskiego dzieła, w kwietniu 1986 roku przybył do wspólnoty leżącej w buszu w Divénié, którą prowadził ksiądz francuski i kongijski. Wkrótce został tu proboszczem, a po kilku miesiącach dołączył do niego ks. Jan Kudłacz zastępując dotychczasowych duszpasterzy jako wikariusz. Była to misja położona w prawdziwym buszu, oddalona od miasta o 230 km. Jej obszar zamieszkiwało około 30 tys. ludzi w ponad 50 wioskach, z czego 10 tys. było ochrzczonych. W tych wioskach powstawały wznoszone przez ks. Mariana i jego kolegę misjonarza kaplice, których budulcem były zarówno deski, cegła palona, jak i suszona glina.

Zaraz po przybyciu z wrodzonym sobie entuzjazmem podjął misyjną pracę. Wtedy też pisał do tarnowskich diecezjan: „Pierwszą moją wyprawę misyjną do 7 wiosek zrobiłem pieszo, bo most na dużej rzece jest zepsuty. Przez 7 dni, często w pełnym słońcu przeszedłem 110 km. Wróciłem zmęczony, lecz zadowolony! Wierni przyjmowali mnie serdecznie, tym bardziej, gdy im powiedziałem, że jestem z tego samego kraju, co Papież, bo gdzie się znajduje Polska, to nikt nie wie, nawet uczniowie z dziesiątej klasy”.

W 1995 r. odszedł z Divénié i przeniósł się do Nyanga, również w buszu, gdzie w 1996 r. przejął probostwo po ks. Janie Kudłaczu. W październiku 1997 roku musiał opuścić Kongo z powodu zaostrzającej się wojny domowej, której przejawy były bardzo drastyczne i której ofiarą rok później padł nasz tarnowski ksiądz Jan Czuba. Po przybyciu do Europy kolejnych pięć lat swojej kapłańskiej posługi poświęcił Kościołowi w Belgii. Ale na swojej skórze doświadczył prawdy w powiedzeniu, że „ciągnie wilka do lasu”. Powrócił więc do Konga, do tej samej parafii, z której wyjechał, do Nyanga. Misja ta w wyniku wojny domowej poniosła dotkliwe starty moralne i materialne. Zadanie, jakie sobie wyznaczył, to postawić ją na nogi.

Ks. Marian przez swój powrót stał się kroplą mleka w kawie, którą stanowili księża kongijscy. Był wtedy już jedynym białym księdzem w diecezji Nkayi zatrudnionym w duszpasterstwie. W Nyanga nie pozostał długo, ale takie były jego misjonarskie plany. Po dwóch latach, które minęły od  powrotu do Konga, poprosił biskupa, by mu pozwolił przenieść się do Kibangou, aby tam, również w buszu, utworzyć nową misję pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Niełatwe to było zadanie być samemu na obszarze 8 tys. km2. Przeniósł się tam we wrześniu 2004 roku. Zastał kaplicę z zakrystią, a więc – jak sam pisał – miał gdzie modlić się i zamieszkać. Również tutaj nie oszczędzał się w swoim misyjnym oddaniu. Tu – między innymi – za ofiary (110 tys. zł) zebrane przez kolędników misyjnych wybudował „Inzo ya luzolo” („Dom miłości”). To dość duży obiekt (26x10 m) o przeznaczeniu ewangelizacyjno-socjalnym.

Wiedziony kultem Bożego miłosierdzia

Już jednak w Kibangou myślał o następnym miejscu swej posługi, którym miało być i stało się Louvakou, gdzie przybył w październiku 2007 roku. Tu od początku przyświecała mu idea kultu miłosierdzia Bożego i budowy sanktuarium dla szerzenia tego kultu, co dojrzewało w nim już wcześniej. Jego zapał misyjny przybierał konkretne kształty i zaznaczał się w życiu miejscowego Kościoła. Już 10 maja 2009 roku miejscowy biskup Daniel Mizonzo poświęcił kamień węgielny pod budowę sanktuarium. Motywował do pracy ludzi, z którymi do połowy października zdołał wypalić 20 tys. cegły różnej wielkości. Na przestrzeni niecałych pięciu lat stanął w Louvakou nowy kościół. Ks. Marian całe swoje urlopy w Polsce poświęcał na zbieranie ofiar na budowę. Dzisiaj wiemy, że 85% funduszy pochodzi z diecezji tarnowskiej. Trzeba też dodać, że posiada on dzwon powieszony na osobnej dzwonnicy. Jest to fundacja ks. Jerzego Rudnika, byłego proboszcza w Uszwi.

Konsekracji kościoła dokonał biskup tarnowski Andrzej Jeż 23 lutego 2014 roku. Konsekracja nowego i pierwszego kościoła pw. Miłosierdzia Bożego na kongijskiej ziemi, nie należała do wydarzeń codziennych. Przybyli na nią do Louvakou wszyscy biskupi kongijscy z nuncjuszem apostolskim w tym kraju, którym jest Polak Jan Romeo Pawłowski. Eucharystię koncelebrowało niemal 40 kapłanów kongijskich, dwóch naszych misjonarzy i  trzech księży z Tarnowa przybyłych z biskupem Andrzejem. Obecne były również trzy siostry polskie pracujące od wielu lat w Kongu (dwie józefitki i jedna franciszkanka misjonarka Maryi), wiele osób z rządu, przewodniczący (marszałek) parlamentu Republiki Konga i około 1500 wiernych przybyłych nieraz z oddalonych miejsc diecezji. Przemieszczali się oni na piechotę, przybywali ciężarówkami lub innymi samochodami służącymi do przewozu rzeczy. Plac przed kościołem w noc przed uroczystością zamienił się w wielką sypialnię.

Podczas ceremonii zostały uroczyście zainstalowane przez arcybiskupa Brazzaville Anatola Milandou relikwie św. Faustyny, które z sanktuarium w Łagiewnikach dla nowego kościoła na kongijskiej ziemi przekazał biskup Andrzej. Msza św. trwała trzy i pół godziny. Na jej zakończenie biskup tarnowski odznaczył ks. Mariana tytułem kanonika gremialnego kapituły katedralnej w Tarnowie. Rok po tej uroczystości ks. Marian miał okazję przeżywać jej pierwszą rocznicę w obecności bp. Jana Piotrowskiego, który podczas swej wizyty w Kongu odwiedził również miejsca związane z pracą ks. Mariana. Ten zaś bardzo ucieszył się z odwiedzin swego kolegi, z którym w 1985 stawiał pierwsze kroki na kongijskiej ziemi.

Trzeba też dodać, że w samym Louvakou, podobnie jak w Kibangou, ks. Marian zrealizował projekt kolędników misyjnych – dom dla dzieci „Inzo ya kilengi” („Dom radości”), na który otrzymał z Tarnowa ponad 242 tys. zł.

Wreszcie nie w buszu

Musimy otwarcie przyznać, że choć intencją ks. Mariana było wybudowanie sanktuarium Bożego Miłosierdzia, to formalnie biskup do tej pory nie potwierdził tego dekretem. Miejmy nadzieję, że to nastąpi. Kiedy ks. Marian Pazdan przystępował do budowy przyszłego sanktuarium w Louvakou, chyba nikt nie przypuszczał, że nie będzie to ostatnie jego dzieło na kongijskiej ziemi. Ks. Marian był wtedy najstarszym „Kongijczykiem” pośród tarnowskich misjonarzy. Biorąc jednak pod uwagę liczbę lat spędzonych w Kongu, dorównuje mu w tym ks. Bogdan Piotrowski, choć jakieś miesiące przemawiają na korzyść ks. Mariana. Trzeba też pamiętać, że ks. Marian jest jedynym misjonarzem tarnowskim w Kongu, który swoją obecnością i oddaną posługą naznaczył sześć różnych parafii (również powracając do nich – przypadek Nyangi). Wszystkie one mieszczą się w granicach obecnej diecezji Dolisie. W nich pozostawił materialne struktury swoim następcom dla rozwoju wspólnot chrześcijańskich, niemal wszędzie budując czy powiększając kościoły, a cztery z nich były właściwie tworzone przez niego od podstaw.

Ostatnią z tych czterech jest parafia pw. św. Jana Pawła II w Dolisie, mieście liczącym około 80 tys. ludzi, stolicy diecezji o tej samej nazwie. Są w nim cztery wspólnoty parafialne, a ks. Marian nową parafię utworzył w dzielnicy Gaïa liczącej około 15 tys. mieszkańców, z których około 2 tys. jest katolikami. W perspektywie podjęcia decyzji o zakończeniu swej posługi w Louvakou, zaproponował swojemu biskupowi, że mógłby się podjąć nowego wyzwania i utworzyć nową wspólnotę parafialną. Odpowiedź była oczywiście pozytywna. Ks. Marian podjął się tej budowy, bo był przekonany, że jest to obowiązkiem księdza polskiego oddać hołd naszemu wielkiemu rodakowi papieżowi, który kochał Afrykę i którego Afryka kochała.

Misjonarz miał do dyspozycji niewielka parcelę. Były na niej mury przewidziane na dom księży emerytów (ci emeryci zaczynają się dopiero pojawiać, bo Kościół kongijski jest młody) i stara zniszczona kaplica. Zaczął więc dojeżdżać z robotnikami z Louvakou, by z owego domu utworzyć plebanię, aby móc gdzie zamieszkać. W tym czasie diecezja tarnowska pospieszyła mu z pomocą, przeznaczając dzięki kolędnikom misyjnym środki (49 tys. euro) na dom katechetyczny o wymiarach 34m długości i 10m szerokości, nazwany „Inzo ya mayele” („Dom wiedzy”). Dom ten, z zamierzenia budowany bez ścian przedziałowych, na jakiś czas miał spełniać funkcję kościoła przy tworzącej się parafii. Tak też się zaczęło 26 września 2015 r.

Od początku 2017 roku ruszyła budowa kościoła. Wybudowany już, przypomina ten z Louvakou, choć jest wyższy i ma dwie wieże. Ks. Marian wydał na jego budowę dużo zorganizowanych przez siebie pieniędzy, w tym ponad 52 tys. euro (na tym nie koniec) otrzymał z diecezji tarnowskiej z funduszu DMDT. Kościół, choć jeszcze nie konsekrowany, to jednak jako poświęcony, zaczął przyjmować wiernych od Wielkanocy 2019 roku. Dokładnie w Wigilię Paschalną biskup Bienvenu Manamika dokonał aktu poświęcenia. To budynek o wymiarach 36m długości i 18m szerokości, trzynawowy, kryty blachą, zbudowany z cegły palonej, na żelbetonowych fundamentach i słupach. Jest on chyba jedną z piękniejszych świątyń w Kongu.

Warto wiedzieć, że jeszcze przed rozpoczęciem życia parafii, które miało miejsce we wrześniu 2015 r., ks. Marian nabył rzadką i groźną chorobę o francuskiej nazwie l'urcel de burulu. Polegała ona na niegojącej się ranie na ręce. To zjawisko trwało na przełomie 2015 i 2016 roku, od marca do marca. Dzięki dobrej radzie s. Noemi, józefitki pracującej wśród trędowatych w Brazzaville, przyjął 60 zastrzyków. Po ranie pozostał bardzo trwały ślad, ale została ona wyleczona, co ks. Marian przypisuje wstawiennictwu Jana Pawła II, do którego się modlił.

Ks. Krzysztof Czermak