Idealną ilustracją do tekstu jest teledysk T.Love "Jest super" - ci smutni ludzie z przyczepionymi uśmiechami, melodia i tekst. Ci "I'm fine..." właśnie często tacy są...
Prawdą jest to co piszesz. Jednak wrzucę odrobinę dziegciu (czyli mówiąc prosto czepnę się). Największym problemem współczesnego Kościoła (czy nawet świata) jest zapominanie o Ofierze. Jeżeli wiemy, że Chrystus, ofiarując się za nas, cierpi (a nie cierpiał - bo Jego Ofiara uobecnia się cały czas na każdym ołtarzu świata acz w bezkrwawy sposób), to i nasze cierpienia i smutki nie powinny nas dziwić. Jeżeli przylgnąwszy do Boga potrafimy te nasze małe (w porównaniu z Jego) smutki i problemy dołączyć do Jego w czasie Ofiarowania (zwanego teraz Przygotowaniem Darów - ghhrrr) na Mszy, aby On w czasie swej kaźni na Podniesienie OFIAROWAŁ je Swojemu Ojcu – to zawsze w naszych sercach powinno panować głębokie szczęście. I nie chodzi tu o jakieś zwykłe uczucie przyjemności (ach jakże często ten świat myli szczęście z przyjemnością), ale o fundamentalną podstawę naszego życia. I naprawdę można być chorym, smutnym, mieć głęboką depresję itp. itd. - ale mimo to być szczęśliwym. Piszę to,bo tego doświadczyłem. Ale to szczęście nie pochodzi od nas. To Dar Boży – który możemy zyskać właśnie dzięki Ofierze Chrystusa. Ale jeżeli współczesny świat o tej Ofierze zapomina, a Kościół niestety bardzo, często Ją banalizuje (np. Msze z przywoływanym tańczeniem wesołych Kaczuszek), to odbija się to potem na pomieszaniu różnych stanów i postaw wśród ludzi. I tak mamy potem wiecznie zdołowanych w życiu codziennym ludzi, którzy na Mszach potrafią robić różne „kabarety”. A powinno być inaczej – to na Mszy przylegamy do cierpienia Jezusowego ofiarując mu swoje, by potem w życiu bieżącym cieszyć się szczęściem, które płynie z JEGO OFIARY,
Pan Jezus po swojej męce na Krzyżu ukazywał się swoim uczniom przez 40 dni i mówił o Królestwie Bożym. Teraz też ukazuje się swoim uczniom, dotykając Miłością, gdy są w smutku, cierpiąc z dopuszczenia Bożego atak demonów na swoje ciała, dla dobra ich dusz. Żeby oczyścić duszę ze zła tam nagromadzonego z całego życia, nie wystarczy pójść do spowiedzi i wyznać swoje grzechy – to dopiero początek do pojednania z Bogiem. Ale trzeba wejść na drogę krzyżową i wziąć swój krzyż i nieść go na duchową górę Syjon (wg św. Jana od Krzyża na górę Karmel po 10 stopniach na szczyt) z codzienną ofiarą Mszy Świętej. Codzienna Eucharystia jest tym jedynym lekarstwem, które wypala to zło w demonach zebranych do duszy. Biorąc krzyż, należy odstawić wszystkie leki i bez znieczuleń przyjąć ten ból ciała, aby Ogień Ducha Pana Jezusa z Eucharystii, mógł wypalić to zło w demonach, które człowiek sam nazbierał przez popełnione grzechy, lub został nimi obciążony z rodu ojca i matki do 7 pokoleń wstecz. Codzienna Eucharystia jest konieczna, bo Duch Pana Jezusa w duszy przebywa tylko do świtu (godz. 5 rano) dnia następnego. Jako świadectwo,: przez wiele lat cierpiałem na wrzody na dwunastnicy (tj. grzechy zdrady Boga), które przeszły na mnie z ojca, zaraz po tym, gdy on został uzdrowiony z tej choroby po wielu latach cierpień, po modlitwie uzdrowienia. Tzn. gdy byłem w szkole średniej, te demony wywołujące tę chorobę przeszły na mnie i ja zacząłem cierpieć lecząc się lekami, które nic mi nie dawały, na wiosnę i jesień powracały bóle i cierpienia. Dopiero, gdy zacząłem codziennie przyjmować Eucharystię, i pod natchnieniem Ducha Świętego odstawiłem te leki, i przyjąłem w całości ten ból, to po jakiś dwóch miesiącach cierpień i dodatkowego cierpienia od moich bliskich, którzy mi wciąż powtarzali bierz te leki, bo inaczej dostaniesz raka – wyzdrowiałem, popełnione w dawnych pokoleniach zło, zostało odpokutowane – wypalone. (Ps 107,4) Błądzili na pustyni, na odludziu (u lekarzy, znachorów), do Miasta zamieszkałego (tj. Jeruzalem symbolu zbawionej duszy, tj. żywej świątyni dla Ducha Pana Jezusa i Ducha Św. NMP) nie znaleźli drogi (krzyżowej). Cierpieli głód (Przenajświętszego Ciała P. Jezusa – ich dusze) i pragnienie (Krwi Pańskiej) i ustawało w nich życie. W swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi (po wejściu na drogę krzyżową; gdy Bóg oczyści dusze do końca, wtedy człowiek nie ma lęku śmierci, umie przyjmować poniżenia, itd). I powiódł ich prostą drogą (na górę Syjon), tak że doszli do Miasta zamieszkałego (po oczyszczeniu duszy do końca, Intronizując Królewiątka Jezusa i Maryję na zawsze w duszy – zbawienie duszy). Niech dzięki czynią Panu za Jego miłosierdzie, za Jego cuda dla synów ludzkich. (Syr 50,28) Szczęśliwy, kto będzie się zajmował tymi rzeczami, a kto włoży je do serca (symbolu duszy), stanie się mądry, a jeśli tak postąpi, we wszystkim sobie poradzi, bo szlakiem jego – Światło Pana (tj. Ducha P. Jezusa symbolu Słońca i Ducha Św. NMP symbolu Księżyca).
" How are You?" :) Mysle , ze artykul zaczynajacy sie takim pytaniem, moze byc pytaniem tak naprawde o relacje miedzyludzkie w dzisiejszym swiecie.O pytanie o to jak postrzegamy innych i samych siebie.Czy potrafimy tak naprawde widziec drugiego czlowieka jako dobro, moze czasami ledwo sie tlace pod tonami grzechu i opakowaniem. Jest to rowniez ogromna tesknota za akceptacja, zrozumieniem i w konsekwencji za miloscia. Jezeli milosc to i ludzkie serce, Pismo Swiete mowi ,serce ludzkie podobne do przepasci, czym je wypelnic? Odpowiedz jest tylko jedna. Bogiem.Nie mowie tu o dewocji, dewocja jest wtedy kiedy kochasz Boga a nie kochasz blizniego.Co do smutku to zdaje mi sie sie , ze jest wynikiem braku pokoju.Lekarstwem na to jest wiara- "Twoja wiara cie ocalila , idz w pokoju" I na koniec taka mysl: zlo samo przychodzi a o dobro trzeba walczyc. Bardzo czesto wybieramy najprostsza droge wtedy odpowiadamy "Im fine, Thank You" ;) Pozdrawiam
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Jednak wrzucę odrobinę dziegciu (czyli mówiąc prosto czepnę się). Największym problemem współczesnego Kościoła (czy nawet świata) jest zapominanie o Ofierze. Jeżeli wiemy, że Chrystus, ofiarując się za nas, cierpi (a nie cierpiał - bo Jego Ofiara uobecnia się cały czas na każdym ołtarzu świata acz w bezkrwawy sposób), to i nasze cierpienia i smutki nie powinny nas dziwić. Jeżeli przylgnąwszy do Boga potrafimy te nasze małe (w porównaniu z Jego) smutki i problemy dołączyć do Jego w czasie Ofiarowania (zwanego teraz Przygotowaniem Darów - ghhrrr) na Mszy, aby On w czasie swej kaźni na Podniesienie OFIAROWAŁ je Swojemu Ojcu – to zawsze w naszych sercach powinno panować głębokie szczęście. I nie chodzi tu o jakieś zwykłe uczucie przyjemności (ach jakże często ten świat myli szczęście z przyjemnością), ale o fundamentalną podstawę naszego życia. I naprawdę można być chorym, smutnym, mieć głęboką depresję itp. itd. - ale mimo to być szczęśliwym. Piszę to,bo tego doświadczyłem.
Ale to szczęście nie pochodzi od nas. To Dar Boży – który możemy zyskać właśnie dzięki Ofierze Chrystusa. Ale jeżeli współczesny świat o tej Ofierze zapomina, a Kościół niestety bardzo, często Ją banalizuje (np. Msze z przywoływanym tańczeniem wesołych Kaczuszek), to odbija się to potem na pomieszaniu różnych stanów i postaw wśród ludzi. I tak mamy potem wiecznie zdołowanych w życiu codziennym ludzi, którzy na Mszach potrafią robić różne „kabarety”. A powinno być inaczej – to na Mszy przylegamy do cierpienia Jezusowego ofiarując mu swoje, by potem w życiu bieżącym cieszyć się szczęściem, które płynie z JEGO OFIARY,
pytanie "za 100 punktów" - jak poznać, który jest który???
Żeby oczyścić duszę ze zła tam nagromadzonego z całego życia, nie wystarczy pójść do spowiedzi i wyznać swoje grzechy – to dopiero początek do pojednania z Bogiem. Ale trzeba wejść na drogę krzyżową i wziąć swój krzyż i nieść go na duchową górę Syjon (wg św. Jana od Krzyża na górę Karmel po 10 stopniach na szczyt) z codzienną ofiarą Mszy Świętej.
Codzienna Eucharystia jest tym jedynym lekarstwem, które wypala to zło w demonach zebranych do duszy. Biorąc krzyż, należy odstawić wszystkie leki i bez znieczuleń przyjąć ten ból ciała, aby Ogień Ducha Pana Jezusa z Eucharystii, mógł wypalić to zło w demonach, które człowiek sam nazbierał przez popełnione grzechy, lub został nimi obciążony z rodu ojca i matki do 7 pokoleń wstecz.
Codzienna Eucharystia jest konieczna, bo Duch Pana Jezusa w duszy przebywa tylko do świtu (godz. 5 rano) dnia następnego.
Jako świadectwo,: przez wiele lat cierpiałem na wrzody na dwunastnicy (tj. grzechy zdrady Boga), które przeszły na mnie z ojca, zaraz po tym, gdy on został uzdrowiony z tej choroby po wielu latach cierpień, po modlitwie uzdrowienia.
Tzn. gdy byłem w szkole średniej, te demony wywołujące tę chorobę przeszły na mnie i ja zacząłem cierpieć lecząc się lekami, które nic mi nie dawały, na wiosnę i jesień powracały bóle i cierpienia. Dopiero, gdy zacząłem codziennie przyjmować Eucharystię, i pod natchnieniem Ducha Świętego odstawiłem te leki, i przyjąłem w całości ten ból, to po jakiś dwóch miesiącach cierpień i dodatkowego cierpienia od moich bliskich, którzy mi wciąż powtarzali bierz te leki, bo inaczej dostaniesz raka – wyzdrowiałem, popełnione w dawnych pokoleniach zło, zostało odpokutowane – wypalone.
(Ps 107,4) Błądzili na pustyni, na odludziu (u lekarzy, znachorów), do Miasta zamieszkałego (tj. Jeruzalem symbolu zbawionej duszy, tj. żywej świątyni dla Ducha Pana Jezusa i Ducha Św. NMP) nie znaleźli drogi (krzyżowej). Cierpieli głód (Przenajświętszego Ciała P. Jezusa – ich dusze) i pragnienie (Krwi Pańskiej) i ustawało w nich życie.
W swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi (po wejściu na drogę krzyżową; gdy Bóg oczyści dusze do końca, wtedy człowiek nie ma lęku śmierci, umie przyjmować poniżenia, itd).
I powiódł ich prostą drogą (na górę Syjon), tak że doszli do Miasta zamieszkałego (po oczyszczeniu duszy do końca, Intronizując Królewiątka Jezusa i Maryję na zawsze w duszy – zbawienie duszy).
Niech dzięki czynią Panu za Jego miłosierdzie, za Jego cuda dla synów ludzkich.
(Syr 50,28) Szczęśliwy, kto będzie się zajmował tymi rzeczami, a kto włoży je do serca (symbolu duszy), stanie się mądry, a jeśli tak postąpi, we wszystkim sobie poradzi, bo szlakiem jego – Światło Pana (tj. Ducha P. Jezusa symbolu Słońca i Ducha Św. NMP symbolu Księżyca).
Mysle , ze artykul zaczynajacy sie takim pytaniem, moze byc pytaniem tak naprawde o relacje miedzyludzkie w dzisiejszym swiecie.O pytanie o to jak postrzegamy innych i samych siebie.Czy potrafimy tak naprawde widziec drugiego czlowieka jako dobro, moze czasami ledwo sie tlace pod tonami grzechu i opakowaniem. Jest to rowniez ogromna tesknota za akceptacja, zrozumieniem i w konsekwencji za miloscia. Jezeli milosc to i ludzkie serce, Pismo Swiete mowi ,serce ludzkie podobne do przepasci, czym je wypelnic? Odpowiedz jest tylko jedna. Bogiem.Nie mowie tu o dewocji, dewocja jest wtedy kiedy kochasz Boga a nie kochasz blizniego.Co do smutku to zdaje mi sie sie , ze jest wynikiem braku pokoju.Lekarstwem na to jest wiara- "Twoja wiara cie ocalila , idz w pokoju" I na koniec taka mysl: zlo samo przychodzi a o dobro trzeba walczyc. Bardzo czesto wybieramy najprostsza droge wtedy odpowiadamy "Im fine, Thank You" ;)
Pozdrawiam
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.