Zmarł ks. prał. Józef Grzegorzek, najstarszy kapłan diecezji tarnowskiej. Ks. Grzegorzek urodził się 6 kwietnia 1916 roku, a zmarł 7 lipca 2014 roku. Miał 98 lat.
„Dzień dzisiejszy jest dla mnie dniem jedynym, wyjątkowym. Przeżywam go bardzo mocno Nie można go nie przeżywać. Przeżywam dzisiaj 60 lecie moich świeceń kapłańskich, mój DIAMENTOWY JUBILEUSZ. W taki dzień mimo woli przypomina mi się bardzo daleki dzień moich święceń kapłańskich - najważniejsze wydarzenie w moim życiu. W r. 1923, gdy rozpoczynałem naukę w szkole podstawowej, przyszedł na wikarego do Ujanowic ks. Bernardyn Dziedziak. Był on moim głównym wychowawcą przez całe lata. Był gorliwym kapłanem. Patrząc na jego życie zapragnąłem zostać księdzem. Po ludzku sądząc było to niemożliwe. Ojciec umarł gdy miałem 8 lat. Było nas ośmioro. Z wielkiej wówczas parafii Ujanowice, na terenie której dzisiaj są 4 parafie, tylko kilku chłopców chodziło do gimnazjum. Skąd się u mnie, pochodzącego z jednej z najbiedniejszych rodzin wziął taki upór, by pójść do gimnazjum? Uważam to za cud Boski. Mimo olbrzymich trudności moje marzenia się spełniły. Poszedłem do szkoły, zostałem księdzem. Kapłaństwo było i jest dla mnie wielką radością. Cieszyłbym się, gdyby mój Diamentowy Jubileusz Kapłaństwa przyczynił się do dalszego budzenia w naszej parafii powołań kapłańskich i zakonnych.
Przypomina mi się kaplica w domu biskupim w Tarnowie. W tej kaplicy, a nie w katedrze, w tajemnicy przed okupantem hitlerowskim, Ks. Biskup Komar włożył na moją i głowy moich 31 kolegów swoje apostolskie ręce udzielając nam Sakramentu Kapłaństwa. Pamiętam jak przeżywaliśmy w ciszy, w ciasnocie kaplicy biskupiej, w strachu przed okupantem nasze święcenia bardzo głęboko, a czuliśmy się mimo tego nad miarę szczęśliwi. Od dnia tej wielkiej łaski Bożej minęło 60 lat. Były to lata trudne, pełne zagrożeń, niebezpieczeństw - lata okupacji hitlerowskiej, stalinizmu i komunizmu, lata pracy dla Chrystusa i dla społeczeństwa gnębionego i szukającego ratunku u Boga.
W r. 1942 po święceniach zostałem skierowany na wikariusza do Bobowej. Było to słynne miasteczko żydowskie. Przybyłem tam dwa tygodnie po wywiezieniu wszystkich Żydów przez hitlerowców do getta. Było to bardzo przykre przeżycie. Proboszcz w Bobowej był szlachetnym człowiekiem. Dał mi wolną rękę. Zaraz po wojnie mogłem przeprowadzić budowę nowego dachu na zabytkowym kościele św. Zofii. Udało mi się też sprowadzić do parafii siostry dominikanki. Wnet przyprowadziły kościół do porządku; prowadziły przedszkole, Caritas. W r. 1948 zostałem proboszczem w Łosiu koło Gorlic na Łemkowszczyźnie. Znowu zastałem parafię po wysiedleniu ludności tym razem łemkowskiej w słynnej "Akcji Wisła". Opuszczone gospodarstwa zajmowała ludność z sąsiednich parafii i ze Wschodu. Byli to ludzie biedni, przywiązani do Kościoła i troszczący się o sprawy Boże.
W Klimkówce, na terenie parafii, budowano zaporę wodną. Nad rzeką Ropa stała cerkiew, która musiała być usunięta. W latach 1981 - 1985 zbudowaliśmy nowy kościół na wzgórzu. Kościół ten budowało tylko 35 rodzin. Niektórzy przepracowali nawet po 150 dniówek. Wiele było utrudnień i przeszkód, ale z pomocą Bożą pokonaliśmy wszystkie te trudności”.
Słowo wygłoszone 29 września 2002 roku w kościele w Ujanowicach