Zmarł ks. prał. Józef Grzegorzek, najstarszy kapłan diecezji tarnowskiej. Ks. Grzegorzek urodził się 6 kwietnia 1916 roku, a zmarł 7 lipca 2014 roku. Miał 98 lat.
„Za mojego długiego życia, a mam już 86 lat, świat się ogromnie zmienił. Tysiące poprzednich lat nie dokonały tego, co ostatnie kilkadziesiąt lat mojego życia. Nastąpił niewyobrażalny "SKOK CYWILIZACYJNY". Od prymitywu z początkiem XX wieku przed pierwszą wojną światową do obecnego luksusu.
Na wsi panowała wielka bieda. Ok. 70% ludności żyło z roli w bardzo trudnych warunkach. Ludzie mieszkali w prymitywnych chatach. Z lat dziecięcych pamiętam, że u sąsiada była chałupa dymna bez komina. W jednym pomieszczeniu znajdował się piec kuchenny, ława do jedzenia, łóżko i w tej samej izbie stało bydło - krowy cielęta. W naszym domu już było lepiej, bo dom miał komin, a kuchnię od stajni dzieliła ściana. Lampa naftowa była wynalazkiem.
W domach nie było wody bieżącej, łazienek, toalet. Bardzo dokuczały insekty. Bardzo było trudno o ubrania. Przeważnie latem chodziło się boso. Ludzi nie odchudzali się wtedy, raczej chodzili głodni, szczególnie na przednówku. Na wsi nikt nie miał żadnej renty ani zapomogi. Gdy się pokazał prymitywny samochód to biegliśmy zobaczyć to cudo co jedzie, a nie ma konia.
A oto przykład, który dzisiaj daje wiele do myślenia, jaka była bieda. W naszej rodzinie było nas ośmioro (2 siostry i 6 braci). Jeden z braci zawołał mnie i na osobności wyciągnął dwie bułki z kieszeni i dał mi jedną. Miał tylko dwie, nie mógł wszystkich obdarować, więc w skrytości podzielił się z najmłodszym bratem. Wtedy zacząłem chodzić do gimnazjum. Bułka była luksusem. Dzisiaj wszystkie dzieci tego brata to biznesmeni, prowadzą przedsiębiorstwa, sklepy. Jeden jest wielkim biznesmenem.
W r. 1925 nastąpił pewien przełom. W Raszynie koło Warszawy powstała pierwsza radiostacja w Polsce. Nie było jeszcze elektryczności. Aparaciki radiowe były na słuchawki - antena - drut rozciągnięty na kilkadziesiąt metrów. Ogromne zdumienie, jak to może być, że słychać to co mówią w Warszawie.
Jakżeż się bardzo wszystko zmieniło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, lat mojego życia. Domy murowane luksusowo urządzone nawet na wsi, elektryczność, woda bieżąca w domach, łazienki, toalety, pralki, lodówki, wspaniałe samochody, czasami po kilka w jednym domu, drogi asfaltowe, maszyny rolnicze, kombajny, telewizja, komputery, doskonałe radia. Na przykład Radio Maryja modli się przez cała dobę z całym światem. Telefony komórkowe, czyli centrala telefoniczna w kieszeni, można rozmawiać z całym światem. W r. 1905 bracia Wrigh w Ameryce skonstruowali pierwszy samolot, który utrzymał się zaledwie kilka minut w powietrzu. A dziś samoloty opanowały świat. Rakiety. Człowiek wylądował na księżycu, lata w kosmosie. Cuda techniki. I to wszystko za mojego życia. W głowie się nie mieści.
Jakżeż wielki postęp w medycynie. Dzięki temu postępowi ja żyję. Przed wojną najwięcej ludzi umierało na gruźlicę. I ja w 1950 r. zachorowałem na tę groźną chorobę. W szpitalu w Krakowie nie obiecywano mi wyzdrowienia. Chyba, że ksiądz ma kogoś w Ameryce, tam już mają leki na gruźlicę - mówi lekarz. Miałem siostrę. Przysłała mi leki i wyzdrowiałem, żyję. A dziś lekarze przeszczepiają nawet serca i inne organy ludzkie…
A jakżeż się w kościołach, za mojego życia zmieniło: oświetlenie elektryczne, ogrzewanie - nie musimy już w zimie chuchać do kielicha przed przeistoczeniem. Po Soborze Watykańskim II język narodowy w liturgii, koncelebra - ileż kłopotu było z szukaniem wolnego ołtarza bocznego, podczas uroczystości, pogrzebów, by odprawić Mszę św. Dziś wielu księży koncelebruje równocześnie. Rodak papieżem - największy autorytet świata, chluba naszej Ojczyzny. Ileż mu zawdzięcza świat cały i Polska.
Każdy jubileusz jest okazją do refleksji, do wspomnień. Często porównuje czasy mojej młodości z obecnymi warunkami życia. Jaki prymityw, jaka bieda , nędza panowały na wsi. Nikt nie miał żadnej pensji czy renty. Dziś trudno byłoby spotkać dom do którego listonosz nie przynosiłby jakiejś zapomogi. Wówczas wśród najbiedniejszych zdarzały się wypadki śmierci z głodu, zimna. Bardzo było trudno o odzież. Dzisiaj najbiedniejsi w Polsce żyją o wiele lepiej niż przed wojną. Caritas czy inne instytucje dobroczynne opiekują się biednymi, dożywiają, ubierają, powstają domy opieki społecznej, domy spokojnej starości. Nikt nie chodzi w łachmanach.
Gdy porównuję obecne czasy z czasami mojej młodości to mi się wydaje, że ja mieszkam w raju. Korzystam z wielu nowoczesnych, luksusowych urządzeń. Jakże wypiękniała nasza Ojczyzna, nasze miasta, nasze wioski za mojego życia, Czuję się szczęśliwym człowiekiem. Obserwując ten ogromny postęp w każdej dziedzinie życia myślałem, że byłoby dobrze, gdybym się urodził kilkadziesiąt lat później. Zobaczyłbym co też jeszcze ludzie wymyślą, jakie będą jeszcze wynalazki. Jednak po zastanowieniu się doszedłem do przekonania, że byłoby to dla mnie największa klęską. A dlaczego – zapytacie? Bo kilkadziesiąt lat po moim urodzeniu trudno byłoby znaleźć rodzinę z dziesięciorgiem dzieci, a ja się urodziłem jako dziesiąty, a więc w ogóle by mię nie było na świecie”.
Fragmenty wspomnienia opublikowanego w czasopiśmie „Z Grodu Kingi” w 2003 roku