O. Jan stworzył Jamną. Choć na tej górze sylwestra już Góra nie spędzi, jego duch już zawsze będzie tam obecny.
Jamna z papieskim błogosławieństwem
O. Jan Góra spędzał tu każdy sylwester, długie weekendy majowe, przyjeżdżał na odpust jamneński połączony ze świętem pojednania i przy wielu innych okazjach. To tu organizował Zloty Matek Boskich.
- Miał coraz to nowe pomysły. Inspiracją zawsze była dla niego młodzież, kochał młodzież jak Jan Paweł II, co ich zresztą bardzo zbliżyło. Sam byłem świadkiem, jak na kolacji u ojca św. z radością słuchał o. Jana. Niektórzy prawili o wielkich sprawach Kościoła i bolączkach tego świata, a Jan Paweł II mówił: "Jasiu, mów mi o ośle i o Jamnej" - wspomina o. Andrzej.
Oczywiście, o. Góra zapraszał Jana Pawła II na Jamną. - Ma tutaj swój pokój - osobny, niekrępujący. Sporo tu pamiątek i darów, które osobiście przekazał domowi. Od biedy miałby nawet się w co przebrać, bo jest tu i piuska papieska, i sutanna, i buty. Jest laska papieska i ornat. Jest papieski kielich - pisał w swoich wspomnieniach o. Góra.
Kiedy więc Jan Paweł II wracał helikopterem ze Starego Sącza do Wadowic 16 czerwca 1999 roku, "zrobił nalot na Jamną". - Ojciec święty przybył, aby pobłogosławić tę wioskę, ośrodek oraz budujący się kościół pod wezwaniem Matki Bożej Niezawodnej Nadziei, do którego 25 listopada 1998 roku podarował kamień węgielny, a wcześniej, 3 czerwca 1998 roku na placu świętego Piotra w Rzymie ukoronował wizerunek Matki Bożej Jamneńskiej - wspominał o. Góra.
Rembrandt i osioł
- 16 czerwca około 16.00 wyrzucił nas z domu ryk śmigłowca, który zbliżał się, warcząc i ciężko dysząc - relacjonował papieski nalot o. Jan Góra. Wybiegli przed dom, choć i tak większość czekających rozjechała się do domów, nie wierząc, że Jan Paweł II nadleci nad Jamną. A jednak. - Idzie nisko. Bardzo nisko. Widać go z daleka. Słychać jeszcze bardziej. Wybiegamy. Każdy ciągnie coś białego. Ogromny obraz 25 metrowy kolaż Rembrandta Powrót syna marnotrawnego z twarzą Jana Pawła II tarmosi kilku chłopaków - pisał o. Góra.
Rembrandta rozciągnęli na łące. Na komin wylazła Monika z chorągwią. - Na bramę wspiął się Mirek. Andrzej z ekipą stali na wzgórzu, w miejscu budującego się kościoła - już jest gotowy wykop. Kilka wielkich krzyży z materiału i kilkadziesiąt chorągiewek z Matką Boską. Ktoś dowcipny przypiął osłu wielką kokardę, którą on szarpie niespokojny - relacjonował dominikanin. Przez tubę próbuje ogarnąć rozszalałe emocje. Zarządza odmówienie Tajemnicy Różańca. O godzinie 17.14 słychać z daleka buczenie. O. Andrzej z ekipą szaleją już na górze. Buczenie się wzmaga. Coś ściska o. Górze gardło. Stoi na kamieniu z wyciągniętymi ramionami i zalewają go łzy. Młodzież szaleje. - To ostatni, którzy wytrwali, wierząc wbrew nadziei - pisał. Zmawiają Pod Twoją obronę i idą odprawić Mszę świętą w wykopie pod kościół, który z góry pobłogosławił Ojciec święty. - Będzie to miejsce dla tych, którzy przekroczą próg nadziei - pisał o. Góra.