O. Jan stworzył Jamną. Choć na tej górze sylwestra już Góra nie spędzi, jego duch już zawsze będzie tam obecny.
Wicher trzasnął drzwiami
- On był jak wicher. Jak gwałtownie żył, tak gwałtownie odszedł - mówi o o. Janie jamneński duszpasterz. W swym testamencie o. Góra przywołał epitafium średniowiecznego mnicha: "Nie lękał się chwili ostatniej, bo życie spełnił przed śmiercią, nie obawiał się śmierci, bo umiał żyć pięknie i odszedł z tego świata, nie trzaskając drzwiami". - Ale on trzasnął drzwiami, na oczach całej Polski, i zostawił to, co niedokończone przed tak ważnym rokiem. Żył tym rokiem, tyle pomysłów miał z 1050. rocznicą chrztu, już częściowo realizowanych. Lednica, brama miłosierdzia, 800 lat dominikanów, 20 lat Lednicy i spotkanie z papieżem Franciszkiem. Bóg jednak posłużył się nim w inny sposób - mówi o. Andrzej.
O. Góra zasłabł na Mszy św. na słowach "Święty, święty". - To niesamowite. Jego wielkim pragnieniem była świętość. W testamencie pisał, że nie ma dla niego większej wartości - dodaje o. Chlewicki. Na Lednicy w 2016 roku miał wykrzyczeć "Amen" - niech się stanie, ale wypowiedział je Pan Bóg w czasie oczekiwania, Adwentu.
- Jego śmierć to duża wyrwa w sercach wielu ludzi. Będzie nam go brakowało - mówi jamneński duszpasterz.