28 stycznia mija 10. rocznica największej katastrofy budowlanej w dziejach współczesnej Polski. Byli tam także ludzie z naszego terenu.
Zaraził lekarza ptasią... Nie, nie grypą
Pan Marek miał połamane i podruzgotane kości lewego przedramienia. Przewieziono go do szpitala w Mikołowie, ale tam nie było warunków na przeprowadzenie koniecznego zabiegu chirurgicznego. Zdecydował więc, że musi jak najszybciej dostać się do tarnowskiego szpitala.
W nocy ojciec i córka przewieźli go do Tarnowa, a następnego dnia był po operacji, którą przeprowadził prof. Ireneusz Kotela, ówczesny ordynator oddziału chirurgii ogólnej w tarnowskim Szpitalu im. św. Łukasza.
Podczas kolejnych wizyt kontrolnych zaczęli rozmawiać także o gołębiach. - Potem profesor odwiedził mnie, zobaczył mój ogród, gołębniki i stwierdził, że też chciałby mieć w swoim ogrodzie gołębie - opowiada pan Marek, który pomógł kupić lekarzowi gołębnik i podarował kilka ptaków.
Gołębie ozdobne
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Dziś prof. Kotela jest kierownikiem Kliniki Ortopedii i Traumatologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSW w Warszawie. Na weekendy przyjeżdża do domu w Szczucinie i jest zachwycony, że po całym tygodniu może odpoczywać wśród ptactwa. Stał się wielkim miłośnikiem gołębi.
Gołębie dają radość i pracę
Mimo katastrofy pan Marek co roku uczestniczy w targach, zarówno gołębi pocztowych, jak i ozdobnych. Jego hodowla liczy ok. 500 ptaków, wśród nich jest wielu medalistów. Prezentowane po raz pierwszy 10 lat temu na targach urządzenie do pomiaru czasu przylotu gołębi dziś sprzedawane jest na całym świecie, nawet w krajach afrykańskich i Zatoki Perskiej. - Maroko, Libia, Egipt, Kuwejt, Bahrajn, Arabia Saudyjska, Republika Południowej Afryki. Okazuje się, że tam jest bardzo wielu hodowców ptaków, także gołębi, choć nie tyle pocztowych, co ozdobnych - mówi pan Marek.
Firma pana Marka produkuje ok. 200 produktów przydatnych w hodowli ptaków, m.in. obrączki
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
- Na 46 tys. polskich hodowców gołębi, 8 tys. korzysta z naszego urządzenia - mówi pan Marek. Dziś produkuje już ok. 200 różnych produktów z plastiku przydatnych do hodowli ptaków, poidełka, karmniki, obrączki dla gołębi. Ta branża zajmuje ok. 50% produkcji jednego z trzech jego zakładów produkcyjnych.
- Dzięki tę gałęzi naszej produkcji zatrudnienie znajduje co najmniej 50 osób. Trzy kolejne opiekują się gołębiami - mówi pan Rzepka.
Tylko w regionie tarnowskim jest ok. 600-700 osób, które pasjonują się hodowlą gołębi. Co roku pamiętają o katastrofie, trudno nie pamiętać.