Nowy numer 22/2023 Archiwum

Znów w try miga

Gdyby ktoś dawno temu napisał scenariusz wszystkiego, co stało się w Ziempniowie w ciągu paru lat, położono by go na półce z napisem „fantastyka”.

Szereg rzeczy wydarzyło się niespodziewanie. Zaczęło się chyba od chrzcielnicy. – Na 1050. rocznicę chrztu Polski ukazał się album prezentujący chrzcielnice w diecezji, te parafialne „rzeki Jordan”, a nas tam nie było – wspomina ks. Józef Pachut, proboszcz parafii. Istotnie, kościół w Ziempniowie, wiosce leżącej 20 km na zachód od Mielca, jednej z najmniejszych parafii w diecezji, dotąd jej nie miał. Może z powodu braku miejsca, może z innych względów. Parafianie zdecydowali, że trzeba to zmienić.

Jednak przygotowując się do misji świętych, które przeżywali w kontekście odpustu na Podwyższenie Krzyża Świętego, odkryli także, że kościół poświęcony 7 grudnia 1969 r. nie był jeszcze dotychczas konsekrowany. – Decyzje zapadły w czerwcu br. Dotychczasowe drewniane ołtarz, ambonkę i parę innych rzeczy przekazaliśmy na Ukrainę, a moi parafianie ufundowali stały, marmurowy ołtarz, ambonę i oczywiście chrzcielnicę, od której się zaczęło – tłumaczy ks. Pachut. Zrobili wszystko w 3 miesiące. Kościół konsekrował 17 września bp Stanisław Salaterski. Świątynia parafialna ma niespełna 50 lat. Wybudowano ją w rok. – Sprawa zaczęła się w 1967 roku. – Od wczesnej wiosny do grudnia 1969 r. ludzie wybudowali nową kaplicę 5 na 6 metrów – opowiadał parafianin Jan Kusek. Komunistycznej władzy nie podobało się to, ale ludzie zażądali zgody na budowę kościoła. Wytargowali. Miał być o połowę mniejszy, niż jest. Taki też budowali, ale od siebie, już bez pozwoleń, dołożyli drugą połowę. Pracami kierował wtedy ks. Kazimierz Kaczor. W ciągu 16 lat jego duszpasterzowania stanęły kościół parafialny z wieżą, plebania, dom katechetyczny. – Czasy były trudne, bo gdy budowaliśmy, to dróg asfaltowych nie było i prądu też nie, ale ludzie dali radę – tłumaczył Jan Kusek. Zanim stanęła kaplica, chodzili nawet 8 km do Czermina. Na ziempniowian po zmianach systemowych przyszły trudne czasy. Likwidacja miejsc pracy w Mielcu, powodzie, liczna emigracja. Na papierze parafia liczy 600 ludzi, ale realnie jest mniejsza. W niedziele na Mszach jest ok. 350 osób. Reszta za granicą. Sytuacja mogła ich trochę przygniatać. Mimo to w ostatnich latach zrealizowali mnóstwo prac przy parafii. Budowa grot solnych, odwodnienie i termomodernizacja kościoła, remont domu parafialnego, ogrodzenie cmentarza, kostka przy kościele... Można by jeszcze długo wymieniać. – Ja ich podziwiam. Tylko w tym roku ołtarz, ambonka, chrzcielnica i wcześniej cały dach na plebanii. To kosztuje dużo pieniędzy – przyznaje ks. Józef. Ludzie mówią, że proboszcz pootwierał ich na siebie. – Okazało się, że w pojedynkę jesteśmy słabi. Ale razem możemy wiele zdziałać, na różnych polach, duszpastersko, ale i materialnie. A my chcieliśmy być razem – mówi jedna z parafianek. – Serdecznie gratuluję wam tej świątyni i dziękuję wszystkim, którzy włożyli w nią swoje ofiary, modlitwę, cierpienie i pot, przyczyniając się do tego, że wspólnota może tu modlić się, korzystać z sakramentów – mówił bp S. Salaterski w homilii.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast