W Tarnowie odbyły się warsztaty dla animatorów programu "Młodzi na progu". Uczestniczyło w nich aż 270 osób.
Program "Młodzi na progu" to nie tylko narzędzie przygotowania młodych do bierzmowania. To coś więcej. To program formacji. - Około 150 osób jest po raz pierwszy na warsztatach. Dziękuję, że daliście się zaprosić do tego programu. Ja dałem się zaprosić po święceniach grupce 10 świeckich. To było 10 lat temu. Dziś nie jest 10 osób, a 10 diecezji, z którymi współpracujemy - mówił do uczestników ks. Adam Koppel z diecezji gliwickiej, odpowiedzialny za program w Polsce.
Rok temu na warsztatach było trochę ponad 200 osób, z czego setka pierwszy raz. Wcześniej było mniej. W tym roku, a jest to 6. rok realizacji programu w diecezji, formujących się animatorów jest najwięcej. Program zatem rośnie. Dlaczego?
- Bo jest atrakcyjny. Bo bierzemy młodych ludzi i mówimy - co jest absolutnie zgodne z prawdą, tyle że młodzi może za często tego nie słyszą - że bardzo ich potrzebujemy do tego, żeby pomogli w przygotowaniu do bierzmowania i dajemy im bardzo konkretną odpowiedzialność i zadanie - mówi ks. Artur Mularz, odpowiedzialny za program w diecezji tarnowskiej.
Program polega na tym, że młodzi formują młodych. A młodych prowadzi ksiądz. Chodzi o takie uformowanie młodego człowieka, żeby on kolegę czy koleżankę z grupy pociągnął swoim świadectwem. Pewna trudność polega na odwadze. Trzeba ją mieć. Najpierw - żeby spróbować uruchomić program. Bo to jest nowość. Może nawet rewolucja. Ale zanim zrobi się krok, wielu księży staje przed odpowiedzią na pytanie: "Ale kim my zrobimy tę rewolucję?". - Ja twierdzę, że mamy ludzi, ale boimy się zaufać, zaprosić ich i powiedzieć im: "Zróbmy razem coś nowego". A przecież papież Franciszek mówi, że "Bóg jest nowością". Bóg zaprasza nas, żebyśmy robili nowe rzeczy. Z tym że "Młodzi na progu" w gruncie rzeczy to nie jest jakiś supernowy program, bo to powrót do źródła. Jezus zaprosił 12 ludzi, apostołów, formował ich, a potem ich posłał - opowiada ks. Mularz.
- To nie jest tak, że Bóg powołuje uzdolnionych, ale raczej uzdalnia powołanych - mówi Alicja Miszkurka (z prawej) Grzegorz Brożek /Foto Gość