Człowiek Starego Testamentu miał świadomość swojej grzeszności.
Popełniane grzechy przez Izraela, których istotą było łamanie nakazów Prawa, ostatecznie stanowiły wyraz odrzucenia Boga jako miłującego Ojca narodu wybranego. Ideę tę wymownie wyrażają słowa proroka Ozeasza:
„Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. (...) Mój lud jest skłonny odpaść ode Mnie - wzywa imienia Baala, lecz on im nie przyjdzie z pomocą. Jakże cię mogę porzucić, Efraimie, i jak opuścić ciebie, Izraelu? Jakże cię mogę równać z Admą i uczynić podobnym do Seboim? Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja - Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać” (Oz 11,1-4.7-9).
Jak wynika z przytoczonego tekstu, chociaż naród wybrany niejednokrotnie poprzez popełniane grzechy odrzucał Boga, to jednak Bóg jako miłujący Ojciec nigdy nie porzucił swego ludu całkowicie. Bóg chociaż karał, nie przestawał nigdy miłować swego umiłowanego narodu. Kara wymierzana przez Boga miała wymiar pedagogiczny, gdyż jej celem była nie zatrata narodu wybranego, lecz pobudzenie go do nawrócenia.