Dlaczego Maryja poszła do Elżbiety? Czy nie powinna zostać z Józefem, który zastanawiał się, co ma czynić, jak się zachować w tej nowej i trudnej dla nich sytuacji?
Poszła z gorliwością
W ten sposób bowiem wydaje się, iż można tłumaczyć dokładniej owo wyruszenie Maryi do Elżbiety. Nowe Życie, które poczęło się w Maryi i dało początek Jej nowemu życiu, stoi także u początku kolejnych wydarzeń. Maryja wyrusza do swojej krewnej Elżbiety. Elżbieta bowiem nosi w sobie ciężar trwającego dwa tysiące lat oczekiwania. Maryja zaś nosi w sobie oczekiwanego przez wszystkich Odwiecznego Oczekiwanego. Kiedy obie się spotykają, dochodzi do symbolicznego spotkania Starego i Nowego Testamentu. Dochodzi do spotkania obietnicy i jej wypełnienia. Spotkanie ma miejsce z inicjatywy Tej, która jest błogosławiona, ponieważ uwierzyła w spełnienie się słowa Pana.
Dlaczego Maryja poszła do Elżbiety? Czy nie powinna zostać z Józefem, który zastanawiał się, co ma czynić, jak się zachować w tej nowej i trudnej dla nich sytuacji? Może rozsądniej byłoby zostać z Józefem, by wszystko spokojnie przemyśleć, by się w zaciszu nazaretańskiego domu zastanowić nad tym wszystkim, co się wydarzyło? Czy zadbanie o własne, niełatwe sprawy i swoje samopoczucie w tej sytuacji nie było uzasadnione?
A może nawet nie czekała na ostateczną decyzję Józefa? Być może, jak wskazują niektórzy, Józefa nie było w Nazarecie – być może był on w Betlejem, szykując wesele? Może po prostu Maryja po zwiastowaniu wstała i wyruszyła do swojej krewnej Elżbiety? Wyruszyła, nie po to by się przekonać o brzemienności Elżbiety, nie po to by przekonać się o prawdziwości orędzia archanioła, który oznajmił: „Twoje krewna Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną” (Łk 1,36). Wyruszyła, by przybyć do Elżbiety, by być dla niej wsparciem.
Niezwykłe, że ta, która stała się matką Boga, nie szuka siebie, nie szuka zaszczytów. Ona wstaje i idzie, by służyć – prawdziwa i pokorna służebnica Pańska. Wbrew tradycjom i zwyczajom, poślubiona Józefowi Maryja udaje się do swej krewnej. Wszystko wskazuje na to, że poszła bez swojego męża. Męża, z którym jeszcze nie zamieszkała.
W czasach Maryi, ze względu na czyhające w drodze niebezpieczeństwa, unikano samotnych wędrówek. Dlatego bardzo możliwe, że Maryja, będąc młodą dziewczyną, dołączyła do grupy pielgrzymów zdążających do Jerozolimy. Ze względu na nieprzychylne nastawienie Samarytan do Żydów, szczególnie do tych zmierzających do świątyni, najprawdopodobniej wędrowali oni drogą wzdłuż Jordanu. W Jerychu skręcili na zachód, ku Jerozolimie; z Jerozolimy zaś ku leżącej o kilka kilometrów miejscowości Ain Kerem. Jakkolwiek – niezwykłym jest, iż zaślubiona Józefowi Maryja, bez jego zgody, bez wiedzy, wyrusza do swojej krewnej, wyrusza do odległej miejscowości, do Ain Karem.
Maryja udała się do Elżbiety zaraz po zwiastowaniu. Co więcej, zaznacza, iż uczyniła to „meta spudes”. To wyrażenie greckie (meta spudes) można tłumaczyć jako „pośpiesznie”. Jednak warto mieć na uwadze, iż zwrot ten w nowotestamentalnych listach oznacza gorliwość wierzących bądź też żarliwe zatroskanie o kogoś[5]. A zatem można powiedzieć, iż Maryja pospiesznie – gorliwie, udała się do Elżbiety, by ją wesprzeć, by wspomagać ją w zapewne trudnych i ciężkich dniach.
Komentatorzy wskazują, że Elżbieta zapewne miała wielu sąsiadów i krewnych (zob. Łk 1,58), a zatem nie potrzebowała pomocny od młodej krewnej, która na dodatek mieszkała przecież w innej krainie – w Galilei. Maryja jednak nie patrzyła na innych. Ona chciała iść, by służyć.
Pośpieszna podróż Maryi do Elżbiety nie wynika z niepewności czy z ciekawości, ale z radości i zatroskania. Maryja uwierzyła w to, co zostało Jej powiedziane o Jej krewnej i spieszy do niej, gdyż chce okazać jej swoją przyjaźń. Chce ją wesprzeć w trudnym czasie. Nie zdaje się z tym na innych – bliskich i życzliwych Elżbiecie. W pewnej mierze nie troszczy się także o siebie, o swoje sprawy. Ona chce po prostu być blisko tej, która może potrzebować Jej wsparcia i pomocy. Spieszy do swojej krewnej, by ją wesprzeć, by po prostu być z nią.
Maryja została wybrana na Bożą Matkę. Przybywający do Niej Boży posłaniec objaśnia Jej zadanie, którym obdarzył Ją Bóg. Ona zaś uznaje i przyjmuje ten zaszczytny wybór Boży. I kiedy staje się Bożą Matką, kiedy Odwieczne Słowo zamieszkuje pod Jej sercem, staje się prawdziwie pokorną służebnicą Pańską.
Scena zwiastowania kończy się słowami Maryi: „Oto ja służebnica Pańska” (Łk 1,38). Wypowiada je, gdyż jest w pełni gotowa do posłusznego wypełniania woli Boga. Co to znaczy? W pierwszym rzędzie Maryja jest gotowa, by uczynić w sobie miejsce dla Słowa; by pozwolić Mu żyć i wzrastać w sobie, aż Słowo to wypełni całe Jej życie. Gotowość Maryi, służebnicy Pańskiej, jest odpowiedzią na gotowość Boga, który od samego początku okazuje się być prawdziwym „sługą człowieka”. „Tak” wypowiedziane przez Służebnicę, przyjmuje odwieczne „Tak” Boga dla człowieka. Gdy człowiek oczekuje i otwiera się na Boga, Ów mówi „Oto jestem”. Bóg zawsze przychodzi do tego, kto Go zaprasza i oczekuje. On jest bowiem Miłością i miłością pragnie obdarowywać tych, którzy Go zapraszają, którzy Go przyjmują.
Maryja nie tylko jest gotowa na przyjęcie Słowa, które jest Bogiem. Gdy mocą Słowa zostaje Nim napełniona, pragnie ten Dar – Słowo, nieść innym. Maryja staje się służebnicą Pańską – oddając się Bogu, równocześnie oddaje się drugiemu człowiekowi. Przyjąwszy do siebie Boże Słowo, zaczyna służbę. Przyjęcie Słowa sprawia w Niej wielkie rzeczy – pośród których szczególnym jest pragnienie służenia drugim, pragnienie bycia dla drugich. Maryja zatem nie idzie do Elżbiety, by sprawdzić prawdziwość Bożego zapewnienia, ale by służyć[6].
Motywem wędrówki nie było zwątpienie, czy sprawdzanie słowa anioła mówiącego o znaku potwierdzającym działanie Boga ale radość z powodu dziecka, którego spodziewała się Elżbieta. Prawdopodobnie owa pełna nadziei radość oczekiwania była także powodem gorliwego pośpiechu Maryi.