W tym roku 30-lecie pracy na Czarnym Lądzie mija trzem tarnowskim misjonarzom. Księżom Marianowi Pazdanowi i Bogdanowi Piotrowskiemu oraz Ewie Gawin, która z tej trójki pracuje w Afryce najdłużej.
Potrzebujący miłości
Kolejny obszar działalności charytatywnej pani Ewy, to posługa więźniom w Bertoua. „Więźniów odwiedzać” – to znany nam i chyba rzadko praktykowany przez nas dobry uczynek wobec innych ludzi. Pani Ewa więźniów nie odwiedza, ona im po prostu posługuje. Jak bowiem inaczej nazwać troskę o zakup leków, o dożywianie – szczególnie chorych na gruźlicę, o zrobienie łóżek dla kobiet i małolatów (tych łóżek już nie ma, bo więźniowie porąbali je i wykorzystali na podpałkę przygotowując jedzenie), o opłatę sądową czy transport po zakończeniu wyroku (to drogo kosztuje i nikt się tym nie zajmuje), o zakup produktów do robienia mydła, zakup klapek, ubrań, oraz worków do robienia toreb (sam taką otrzymałem w prezencie od pani Ewy, produkt godny podziwu, jak na więźniów) czy zakup materacy. Odnośnie do tych ostatnich, to spotykając się z realiami więzienia afrykańskiego, pani Ewa wpadła na pomysł, by ulżyć doli więźnia i przygotować takie materace domowym sposobem, z plastikowych worków po mące. Pod jej okiem, więźniowie (pewnie ci, którzy spalili łóżka) przygotowali sobie materace, wypychając te worki suchą trawą. Do tego jeszcze dochodzi przebudowa kuchni polowej. Warto też wspomnieć o jej trosce duchowej o więźniów, którzy są chrześcijanami. Wyremontowała im kaplicę, łatając pokaźną dziurę w dachu, przemalowała ściany i wymieniła dach, by mogli spokojnie się modlić. W ostatnich dniach dzięki ofiarom z Dzieła Ad Gentes przy Komisji Episkopatu Polski z Warszawy, wyremontowała dwa pomieszczenia, w których będą mogli spać chorzy więźniowie na czystej podłodze.
Swoim więźniom starają się pomagać wyznawcy innych religii jak: muzułmanie, protestanci, czy przedstawiciele innych Kościołów i sekt. Pani Ewa pomaga wszystkim.
Miałem możliwość wraz z dwiema osobami z naszej diecezji zobaczyć tę instytucję więzienną w Kamerunie od środka. Lepiej nie opisywać warunków, jakie tam panują, bo pewnie nikt nie uwierzy. Obecnie w więzieniu przebywa około 700 osób czyli – jak stwierdza pani Ewa – dwa razy tyle ile powinno ono mieścić.
Całe zaangażowanie pani Ewy w życie Kościoła w Kamerunie to nie zwyczajna troska o chorych, ubogich i niepełnosprawnych, jaką – z różnych pobudek i z różną intencją – podejmuje wielu. To coś zupełnie więcej i o rzadko osiągalnym przez nas współczynniku „życia dla drugich”. Każdy dzień pani Ewy w ciągu ostatnich 30 lat pobytu w Kamerunie to punkt, przez który przechodzą linie elektrokardiogramu wskazującego na zmęczone ze szczęścia serce bijące dla innych miłością.