Tarnowski misjonarz posługuje w Republice Konga od 30 lat.
W 1995 r. odszedł z Divénié i przeniósł się do Nyanga, również w buszu, gdzie w 1996 r. przejął probostwo po ks. Janie Kudłaczu. W październiku 1997 roku musiał opuścić Kongo z powodu zaostrzającej się wojny domowej, której przejawy były bardzo drastyczne i której ofiarą rok później padł nasz tarnowski ksiądz Jan Czuba. Po przybyciu do Europy kolejnych pięć lat swojej kapłańskiej posługi poświęcił Kościołowi w Belgii. Ale na swojej skórze doświadczył prawdy w powiedzeniu, że „ciągnie wilka do lasu”. Powrócił więc do Konga, do tej samej parafii, z której wyjechał, do Nyanga. Misja ta w wyniku wojny domowej poniosła dotkliwe starty moralne i materialne. Zadanie, jakie sobie wyznaczył, to postawić ją na nogi.
Ks. Marian przez swój powrót stał się kroplą mleka w kawie, którą stanowili księża kongijscy. Był wtedy już jedynym białym księdzem w diecezji Nkayi zatrudnionym w duszpasterstwie. W Nyanga nie pozostał długo, ale takie były jego misjonarskie plany. Po dwóch latach, które minęły od powrotu do Konga, poprosił biskupa, by mu pozwolił przenieść się do Kibangou, aby tam, również w buszu, utworzyć nową misję pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Niełatwe to było zadanie być samemu na obszarze 8 tys. km2. Przeniósł się tam we wrześniu 2004 roku. Zastał kaplicę z zakrystią, a więc – jak sam pisał – miał gdzie modlić się i zamieszkać. Również tutaj nie oszczędzał się w swoim misyjnym oddaniu. Tu – między innymi – za ofiary (110 tys. zł) zebrane przez kolędników misyjnych wybudował „Inzo ya luzolo” („Dom miłości”). To dość duży obiekt (26x10 m) o przeznaczeniu ewangelizacyjno-socjalnym.
Wiedziony kultem Bożego miłosierdzia
Już jednak w Kibangou myślał o następnym miejscu swej posługi, którym miało być i stało się Louvakou, gdzie przybył w październiku 2007 roku. Tu od początku przyświecała mu idea kultu miłosierdzia Bożego i budowy sanktuarium dla szerzenia tego kultu, co dojrzewało w nim już wcześniej. Jego zapał misyjny przybierał konkretne kształty i zaznaczał się w życiu miejscowego Kościoła. Już 10 maja 2009 roku miejscowy biskup Daniel Mizonzo poświęcił kamień węgielny pod budowę sanktuarium. Motywował do pracy ludzi, z którymi do połowy października zdołał wypalić 20 tys. cegły różnej wielkości. Na przestrzeni niecałych pięciu lat stanął w Louvakou nowy kościół. Ks. Marian całe swoje urlopy w Polsce poświęcał na zbieranie ofiar na budowę. Dzisiaj wiemy, że 85% funduszy pochodzi z diecezji tarnowskiej. Trzeba też dodać, że posiada on dzwon powieszony na osobnej dzwonnicy. Jest to fundacja ks. Jerzego Rudnika, byłego proboszcza w Uszwi.