Swietłana z Charkowa płacze codziennie, bo jej rodzice i siostra zostali w mieście. – Wiem, że jutro ich może nie być – mówi.
Natasza i Marina z córkami z Dniepropietrowska uciekły 4 marca. – Od kiedy zaczęła się wojna, to poza pierwszym dniem był spokój. Jeśli nie liczyć, że ciągle rozlegały się syreny i trzeba było uciekać na wszelki wypadek do schronów – opowiada Marina.
Dostępne jest 3% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.