Kochała Kościół, siostry, świeckich, zgromadzenie, do którego wstąpiła w wieku 14 lat. Dębica wspominała śp. Matkę Celinę Czechowską.
Z okazji 6. rocznicy śmierci Matki Celiny Czechowskiej siostry służebniczki dębickie wydały książkę wypełnioną wspomnieniami o tej nietuzinkowej kobiecie. Poszczególne wspomnienia ludzi, którzy ją znali - biskupów, kapłanów, sióstr i ludzi świeckich - tworzą jej witraż, mieniący się różnorodnością barw i niesamowitym oddziaływaniem, który emanuje do dzisiaj.
Siostry służebniczki dębickie wydały książkę utkaną ze wspomnień o matce Celinie Czechowskiej. Beata Malec-Suwara /Foto Gość24 maja w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Dębicy odbył się wieczór poświęcony jej osobie i promujący książkę. Uśmiech Matki Celiny był wszechobecny, uśmiechała się z okładki, z plakatów, bilbordów, z twarzy ludzi, którzy ją znali. Wspominali ją ci, których kochała, z którymi się przyjaźniła, na których życie wpływała. Wydarzenie zorganizowano tak, jak ona ugościłaby wszystkich. Nie zabrakło jej ulubionej muzyki i poezji. Gabloty wypełniono jej pamiątkami.
Matka Celina Czechowska wstąpiła do zgromadzenia sióstr służebniczek dębickich, mając zaledwie 14 lat. Kiedy przyjmująca ją matka generalna zapytała: "Dziecko, a czego ty tu szukasz?", odpowiedziała: "Chcę zapracować na niebo". Ci, którzy ją znali, są przekonani, że zapracowała. Nie tylko na swoje.
Tylko święta Matka Teresa z Kalkuty i Matka Celina
Będąc w zakonie, zdała maturę i skończyła studia teologiczne. W wieku 42 lat została przełożoną generalną i kierowała zakonem przez 18 lat. Kochała siostry i troszczyła się o zgromadzenie, które w tym czasie rozwinęło się liczebnie i terytorialnie. Służebniczki wówczas podjęły działalność misyjną w Boliwii, otworzyły placówki w Rzymie, Niemczech i Białorusi. Zawsze stawała w obronie sióstr. Szanowała kapłanów, ale kiedy w jej obecności jeden z biskupów zażartował z zakonnic, potrafiła w cztery oczy zwrócić mu uwagę, że tak nie wolno.
Zależało jej także na wykształceniu służebniczek dębickich, które chętnie posyłała na studia. "W ciągu ćwierćwiecza miałem wiele studentek w habitach, ale o postępy sióstr w teologii pytała tylko święta Matka Teresa z Kalkuty i Matka Celina" - pisze we wspomnieniu o niej ks. prof. Janusz Królikowski.
To trzeba leczyć
Charyzmatyczny dębicki dyrygent i animator kultury Paweł Adamek uważa, że to ks. prał. Limanówka i matka Celina robili wszystko, żeby został w Dębicy. Przyjechał tu na rok ze swojego rodzinnego i - jak mówi - ukochanego Nowego Sącza w 1981 roku. Prowadził chór parafialny, a m. Celina zleciła mu dodatkowo muzyczne kształcenie sióstr.
- Był stan wojenny, kiedy dostałem po studiach skierowanie do wojska. Miałem się stawić 3 maja 1982 roku. Był to akurat rok, w którym przypadał jubileusz sióstr w Dębicy, trwały przygotowania do wielkich uroczystości, miał przyjechać ks. kard. Franciszek Macharski. Nasz chór miał śpiewać. Z bratem Zbyszkiem przygotowaliśmy oratorium, które mieliśmy wystawić z siostrami na tę okazję. Dostając bilet do wojska, niemożliwym było, żebym mógł dyrygować - wspomina pan Paweł.
- Nie wiem, jak to się stało, ale zupełnie zdrowy wylądowałem w szpitalu. Matka powiedziała mi tylko, że zaszkodziło mi dźwiganie węgla i palenie nim w piecach, i że to trzeba leczyć. Leżałem w szpitalu na oddziale zakaźnym przez 2 tygodnie. Zupełnie zdrowy, ale ona wiedziała, że tylko szpital może odroczyć mi wojsko - opowiada.