Jako dorastający chłopak chciał być bardzo bogaty. Otrzymał znacznie więcej: cud życia, z którego czerpał całymi garściami pomimo cienia śmierci.
Michał Kociołek (4.08.1986–15.02.2022)
Jako dorastający chłopak chciał być bardzo bogaty. Marzył o szczęśliwym zwyczajnym życiu. W wieku dwudziestu sześciu i trzydziestu trzech lat stanął przed wyzwaniem nieuleczalnej choroby: glejaka mózgu III i IV stopnia. Otrzymał znacznie więcej: cud życia, z którego czerpał całymi garściami pomimo cienia śmierci. I tą radością dzielił się oraz inspirował wszystkich ludzi, których spotkał.
Kierowca
Nowosądeczanin Michał Kociołek niemal od dziecięcego etapu piaskownicy marzył, żeby zostać kierowcą. Taki był również wybór średniej szkoły: technikum samochodowe. Pomysł, żeby zostać kierowcą zawodowym popchnął go nawet do jednostki wojskowej w Przasnyszu, gdzie odbył zasadniczą służbę wojskową. Bonusem był kolejny krok na drodze do marzeń: otrzymanie uprawnień na samochód ciężarowy.
A potem jego życie zaczęło przypominać jedną wielką trasę pełną zakrętów oraz krótkich prostych odcinków. Ale właśnie te zakręty nadały życiu Michała jakość.
Po pierwszych przejechanych kilometrach już jako młody, dwudziestoparoletni kierowca zawodowy, średnio zadowolony z firm, w których pracował, zdecydował się na założenie własnej. Niestety projekt nie wypalił, a Michał załamany świadomością zaciągniętych długów u znajomych, niespłaconych kredytów oraz komornika na karku, postanowił popełnić samobójstwo. Jak mówi, chyba wspomnienie oddania życia Panu Jezusowi podczas wakacyjnej dziecięcej oazy, powstrzymało go wtedy przed tym drastycznym krokiem.
Niespodziewanie pojawiła się oferta pracy w Strzelinie pod Wrocławiem. Szansa, by wyjść na prostą, pospłacać długi, wyrwać się z Nowego Sącza, a w przyszłości może zapuścić korzenie we Wrocławiu. Wszystko szło dobrze.
Michał był w trasie, kiedy prowadząc ciężarówkę, nagle dostał ataku padaczki. Na szczęście jechał za nim kolega z pracy. Pomógł, bo doszłoby do wypadku.
Szef jednak zabronił usiąść Michałowi za kółko dopóki nie zrobi badań.
Osiem na sześć
We wrocławskim szpitalu otrzymał diagnozę. W jego głowie znajdował się guz o wymiarach osiem na sześć centymetrów. Glejak III stopnia. Natychmiastowa operacja. Michał chciał, żeby odbyła się ona jednak bliżej rodzinnych stron - w tarnowskim Szpitalu im. św. Łukasza. W tych ekstremalnie ciężkich chwilach wspierali Michała również najbliżsi, przyjaciele, a szczególnie tata.