Jak przystało na nauczyciela modlitwy, Benedykt XVI sam się modli.
Nasze rozważania podzielimy na dwie części: w pierwszej - która ma charakter szkicu wprowadzającego – powiemy nieco o modlitwie nauczyciela „szkoły modlitwy”, czyli o modlitwie Josepha Ratzingera/Benedykta XVI na podstawie jego osobistego świadectwa (I) natomiast w drugiej, obszerniejszej, spróbujemy przybliżyć jego nauczanie o modlitwie (II).
Modlitwa nauczyciela modlitwy – szkic wprowadzający
Jak przystało na nauczyciela modlitwy, Benedykt XVI sam się modli. Trzeba jednak od razu dodać, że jest on bardzo oszczędny w słowach, żeby nie powiedzieć bardzo dyskretny, i raczej niechętnie uchyla rąbka tajemnicy, mówiąc o tym jak się modli, ale także jakie napotyka trudności. Nie jesteśmy jednak skazani na domysły. Chociaż bardzo rzadko, to jednak mówi niekiedy o swojej modlitwie.
Na pytanie Petera Seewalda: „Jak modli się papież?”, odpowiada po prostu: „Co się tyczy papieża, to jest on także prostym żebrakiem przed Bogiem – nawet bardziej niż wszyscy inni ludzie. Oczywiście modlę się przede wszystkim do naszego Pana, z którym mnie po prostu łączy, powiedzmy, stara znajomość. Ale przywołuję także świętych. Jestem zaprzyjaźniony z Augustynem, Bonawenturą, Tomaszem z Akwinu. Do takich świętych mówi się «Pomóżcie»!. W każdym razie ważnym punktem odniesienia jest zawsze Matka Boża. W tym sensie zagłębiam się we wspólnotę świętych. Z nimi, przez nich wzmocniony, rozmawiam też z dobrym Bogiem, przede wszystkim prosząc, ale też dziękując – albo po przyjacielsku, całkiem po prostu”[1].
W książce „Bóg i świat”, która jest zapisem rozmowy z Peterem Seewaldem, wtedy jeszcze Kardynał odpowiada na pytanie o sposób odmawiania Różańca, nawiązując do swoich doświadczeń wyniesionych z domu rodzinnego. „Czynię to w zupełnie prosty sposób, dokładnie tak samo, jak modlili się moi rodzice. Oboje bardzo lubili różaniec. Im byli starsi, tym bardziej. Im człowiek ma więcej lat, tym mniej jest zdolny do wielkiego wysiłku, tym bardziej zaś, z drugiej strony, potrzebuje wewnętrznej ostoi i modlitwy Kościoła. Modlę się więc właśnie tak, jak oni to czynili”[2].
W autobiografii Kardynała „Moje życie” czytamy o roli, jaką w jego duchowej drodze od początku odegrała liturgia: „Nasi rodzice dość wcześnie umożliwili nam kontakt z liturgią. […] Każdy nowy etap głębszego wchodzenia w liturgię był dla mnie dużym przeżyciem. Każda nowa książka dotycząca tego tematu była dla mnie klejnotem, o którym wcześniej tylko mogłem marzyć. Fascynującą przygodą było zagłębianie się w tajemnicę świata liturgii, która rozgrywała się na ołtarzu przed nami i dla nas. Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, ze spotykałem tam rzeczywistość, której nikt nie zmyślił, której nie stworzył ani jakiś urzędnik, ani wielka jednostka. Ta tajemnicza struktura tekstu i akcji wyrosła przez stulecia z wiary Kościoła. […] Oczywiście jako dziecko nie rozumiałem szczegółów, ale moje obcowanie z liturgią było postępującym procesem dorastania do rzeczywistości, która przewyższała wszelkie indywidualności i pokolenia i dawała ciągle okazję do nowych przeżyć i odkryć. Niewyczerpane bogactwo liturgii katolickiej towarzyszyło mi przez wszystkie okresy życia”[3].
Poruszające jest także wyznanie dotyczące okresu, w którym prosił Boga o rozeznanie Jego woli względem siebie w ostatnim roku pontyfikatu. „W ostatnich miesiącach […] usilnie prosiłem Boga na modlitwie, by oświecił mnie swoim światłem, abym podjął najbardziej słuszną decyzję nie dla mojego dobra, ale dla dobra Kościoła”[4].