Historia, o której opowiem, miała miejsce w weekend poprzedzający ferie zimowe, a dokładnie w sobotę.
Rozmyślałem o planach na najbliższe dwa tygodnie, bo chciałem je jak najlepiej wykorzystać. Pierwszy tydzień miałem spędzić z bratem u babci i dziadzia, natomiast w drugim mama obiecała nam wyjazd niespodziankę. Byłem ciekaw, co ma na myśli. Może pojedziemy w góry, albo do parku trampolin, a może wymyśliła coś zupełnie nieoczekiwanego?
Te domysły tak mnie pochłonęły, że nawet nie zauważyłem, kiedy w drzwiach mojego pokoju stanęła mama:
- Koniec tego leniuchowania. Wybieram się na spacer, może pójdziesz ze mną na świeże powietrze? Dobrze Ci to zrobi - zaproponowała.
Popatrzyłem za okno, dzień był bardzo słoneczny i chociaż zaczynały się ferie nie było ani odrobiny śniegu. Nie bardzo miałem ochotę wychodzić z domu, ale wiedziałem, że pojutrze wyjeżdżam do babci na tydzień, a mama pewnie będzie tęsknić, więc postanowiłem spędzić z nią jeszcze trochę czasu. Założyłem więc wygodne buty, kurtkę, czapkę i wyszliśmy na zewnątrz. Było ciepło jak na tę porę roku, dlatego szło nam się bardzo miło. Rozmawialiśmy o minionym semestrze szkolnym, planach na nowy i oczywiście wyjeździe niespodziance, ale mama była nieugięta i nie chciała zdradzić żadnych szczegółów.
Spacerowaliśmy powoli, bez pośpiechu, więc spokojnie mogłem przyglądać się otaczającej rzeczywistości i mijanym ludziom z których większość w odróżnieniu od nas bardzo się spieszyła. Chodzili raczej pośpiesznym krokiem, poważni i skupieni, jakby w swoim świecie, często z słuchawkami na uszach. Chociaż zdarzały się oczywiście wyjątki, jak np. grupka roześmianych dzieci z łyżwami w rękach, idących w stronę lodowiska lub staruszka uśmiechająca się do mnie na przejściu dla pieszych. Szkoda, że wszyscy nie mogą być tacy weseli i pogodni - pomyślałem.
Nagle zorientowałem się, że jesteśmy w części miasta w której dawno nie byłem. Zacząłem więc rozglądać się jeszcze uważniej i zobaczyłem na kilku budynkach jakieś rysunki. Niczym nie przypominały bazgrołów, jakie czasami widać na budynkach, czy przystankach autobusowych. Tamte, jak mówiła mi kiedyś babcia to akty wandalizmu, a to co zobaczyłem wyglądały jak prawdziwe dzieła sztuki. Natychmiast zapytałem o to mamę, która odpowiedziała:
- Jest to mural, czyli taki obraz tworzony najczęściej na budynkach. Ma za zadanie upiększyć miasto i nawet zwykły blok może zamienić w prawdziwe dzieło sztuki. Mural może mieć różną tematykę, upamiętniać ważne wydarzenia, skłaniać do przemyśleń w jakiejś sprawie lub być po prostu reklamą. Ten, na który właśnie patrzymy upamiętnia postać Witolda Pileckiego.
- A kim był ten Pan? - zapytałem.
- Był bohaterem narodowym, działaczem społecznym, ale także artystą. Gdy wybuchła wojna był młodym chłopcem, harcerzem zaangażowanym w działalność patriotyczną, później współtworzył Tajną Armię Polską. Jak widzisz na muralu obok Pileckiego są także trzy obrazy upamiętniające jego działalność. Na jednym z nich ukazany jest obóz koncentracyjny - Auschwitz. Pamiętasz jak opowiadałam Ci czym były obozy koncentracyjne?
- Tak, były to takie więzienia stworzone przez złych ludzi. Więźniowie tam bardzo ciężko pracowali, ponad siły. Panowały tam bardzo złe warunki i ludzie często umierali z głodu, zmęczenia lub chorób. Chociaż często też zostali zabijani masowo, to przerażające - odpowiedziałem.
- Też tak uważam, to straszne. Miejmy nadzieję, że świat już nigdy nie pozwoli na takie zło i tworzenie takich miejsc. Wracając jednak do Witolda Pileckiego, to on właśnie poszedł tam dobrowolnie, tylko po to, żeby dokumentować straszne rzeczy, które się tam dzieją, aby dzięki temu wszyscy mogli się o tym dowiedzieć i pomóc więźniom. Organizował tam także ruch oporu. Po wypełnieniu swojej misji udało mu się uciec z obozu, ale mimo to nadal angażował się w walkę o niepodległość Polski, brał udział także w Powstaniu Warszawskim. Niestety w końcu został aresztowany i po brutalnym śledztwie skazany na śmierć. Jednak dzięki takim muralom i wspomnieniom jego historii, w pamięci ludzi pozostanie żywy na zawsze.
- Był naprawdę wielkim człowiekiem, mamo, bohaterem. Chciałbym brać z niego przykład. Tylko jak być bohaterem żyjąc w zupełnie innych czasach?
- Dziś na szczęście żyjemy w czasach pokoju, za co powinniśmy dziękować każdego dnia, ale możesz być mimo wszystko bohaterem dnia codziennego. Wystarczy zauważać, kto potrzebuje pomocy, nawet w małych rzeczach. Może ktoś jest akurat smutny w szkole i potrzebuje rozmowy lub uśmiechu, a może babcia będzie potrzebować pomocy, gdy u niej będziesz. Często ludzie wstydzą się przyznać do jakiś słabości, poprosić o pomoc, więc my musimy to sami zauważyć.
- Masz rację, od dziś będę bardziej uważny i postaram się zostać bohaterem dnia codziennego!
Wracając do domu cały czas mama opowiadała mi historie o wojennych czasach i ludziach żyjących w tamtym okresie, gdy nagle zobaczyłem staruszkę, która wcześniej uśmiechała się do mnie na pasach. Wychodziła ze sklepu, niosąc siatki zakupów, szła wolno, z trudem i widać było, że muszą być one dla niej bardzo ciężkie.
- Mamo, mamo pomóżmy tej Pani! Zobacz jakie ma ciężkie zakupy! - zawołałem i podbiegłem do niej zapytać czy mogę pomóc. Zaraz za mną pojawiła się także mama. Okazało się, że ta Pani ma na imię Teresa, mieszka właśnie na tym osiedlu i idzie nawet w tą samą stronę co my. Bardzo się ucieszyła z pomocy, bo jak przyznała już brakowało jej sił, a mieszka sama na trzecim piętrze w bloku i wniesienie tam zakupów było dla niej prawdziwym wyzwaniem. Po drodze zdążyłem opowiedzieć tej Pani czego dowiedziałem się od mamy o Witoldzie Pileckim i o tym że bardzo chciałbym brać z niego przykład, a ona pochwaliła moje zamiary. Idąc rozmawialiśmy jeszcze na inne tematy, bo jak się okazało ta przesympatyczna staruszka nie ma z kim porozmawiać na co dzień i taka rozmowa ze mną sprawiła jej mnóstwo przyjemności. Na koniec pożegnaliśmy się, a mama i Pani Teresa wymieniły się numerem telefonu, żebyśmy mogli jej pomóc od czasu do czasu np. zrobić zakupy.
Potem udaliśmy się do domu, gdzie nadal pamiętałem o dobrych uczynkach. Pożyczyłem bratu moją ulubioną grę o którą zwykle się kłóciliśmy, a także pomogłem mamie w zmywaniu naczyń, a to dopiero początek bycia codziennym bohaterem.