Takie rzeczy tylko w Domowym Kościele i w Ciężkowicach.
Lucyna i Łukasz Michurowie ze Słopnic Dolnych są małżeństwem od 12 lat. Ona uczy w I LO w Limanowej, on pracuje w firmie zajmującej się gazami technicznymi. Mają czwórkę dzieci: Zosię, Stasia, Jasia i Anielę. 11 lat temu, po spotkaniu zachęcającym do włączenia się w życie Domowego Kościoła włączyli się do rodzinnej gałęzi Ruchu Światło-Życie. Dwukrotnie wzięli udział w oazie rodzin pierwszego stopnia, także jako animatorzy, lecz wyjazd na drugi stopień napotkał na, wydawałoby się, nieprzekraczalne przeszkody.
- Dwa lata temu ojciec przepisał na nas dwuhektarowe gospodarstwo z dwiema krowami i jałówką - mówi Łukasz. Lucyna wahała się, czy przejąć ojcowiznę. - Łukasz bardzo chciał, ja miałam obawy, że będzie nas to kosztowało więcej pracy, niż spodziewanego zysku. Trochę zaczęłam szukać pomocy „u Góry” w rozwiązaniu trapiącego nas dylematu. Z internetu dowiedziałam się, że patronem rolników jest św. Izydor, dlatego postanowiliśmy oddać pod jego opiekę naszą oborę. I od tego czasu zaczęło się dziać - wspomina Lucyna.
Zrodził się pomysł, żeby rozwinąć hodowlę. - Bo tyle samo trzeba sprzętu przy dwóch, co przy dwudziestu krowach. Roboty tyle samo, a mogłaby się ona opłacać, gdyby zwiększyć ilość sztuk bydła - przekonuje Łukasz. Młodzi zaczęli się przyglądać, „w co pójść”. - W Polsce hodowane są trzy rasy zachowawcze: polska czerwona, biało-czerwona i białogrzbieta. - U nas wielu gospodarzy ma krowy rasy czerwonej, a my nie chcieliśmy mieć tego, co wszyscy. Z kolei najrzadszą jest rasa białogrzbieta. Jeszcze kilkanaście lat temu w Polsce było zaledwie 700 sztuk krów tej rasy - tłumaczy Łukasz.
Wybrali więc białogrzbiete. - Bo jest to pierwotna rasa, mało wymagająca ani mleczna, ani mięsna. Opiekę naukową nad tymi zwierzętami prowadzi Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie - mówi Lucyna. - Ponadto krowy z tej rasy mają piękne ubarwienie. Przez środek grzbietu biegnie biała pręga, umaszczenie po bokach jest czarne, czerwone lub nakrapiane, oczy mają ciemną obwódkę, takie same są też uszy - opisuje Łukasz.
Gospodarze uczestniczą w programie ochrony i rozwoju tej rasy, a przy tym otrzymują to, co zwykle dają krowy. Dopłaty pokrywają część kosztów, na resztę wydatków „zarabiają” już same krowy. - Bo zaczęliśmy od dwóch czy trzech sztuk, a teraz mamy 20, w tym osiem dojnych - mówi Łukasz. I te, czyli Damę, Gabryśkę, Cynamona, Lilkę, Dankę, Kraśkę, Malinę i Mariolę, zabrali ze sobą na oazę do diecezjalnego domu rekolekcyjnego w Ciężkowicach na drugi stopień oazy rodzin Domowego Kościoła.
Białogrzbiete w Ciężkowicach.- Bardzo chcieliśmy przyjechać, ale widzieliśmy, że nie damy rady zostawić całego gospodarstwa rodzicom, więc stwierdziliśmy, że w tym roku odpuścimy sobie oazowy wyjazd - snuje opowieść Lucyna. Zdarzyło się jednak, że podczas przyjęcia prymicyjnego ks. Dawida Mąki w Mordarce przy jednym stole usiedli Małgorzata i Mirosław Opielowie, właściciele firmy, w której pracuje Łukasz (oboje są w Domowym Kościele i w tym roku organizowali turnus w Ciężkowicach), nasi gospodarze i ks. Sylwester Brzeźny, dyrektor domu rekolekcyjnego. Przy okazji rozmowy pojawił się temat oazy, Lucyna i Łukasz opowiedzieli o swojej sytuacji, i może wszyscy pokiwaliby głowami, że rzeczywiście muszą zostać w domu, gdyby nie Łukasz, który w końcu pół żartem pół serio zaproponował, że chętnie przyjadą, ale z krowami.
Pomysł tak szalony, że na początku nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić tego, jak miałoby to wyglądać. Panowie nie dali jednak za wygraną i stwierdzili, że niemożliwe jest możliwe. Wokół ośrodka w Ciężkowicach są łąki, które akurat niedawno zostały skoszone i pięknie się zazieleniły. Było więc pastwisko. Ponieważ krowy nie wymagały trzymania w zamkniętej oborze, wystarczyło zbudować odpowiednie zadaszenie, gdzie zamontowano paśniki i instalację do odprowadzanego z dojarek mleka. Przywieziono słomę i zbiorniki na wodę. A kiedy wszystko było już gotowe, tuż przed przyjazdem wszystkich oazowiczów, w Ciężkowicach pojawiły się krowy. Przyjechali też z dziećmi ich właściciele mogąc swobodnie uczestniczyć we wszystkich zajęciach formacyjnych. Podobnie jak w gospodarstwie, tak i tutaj trzeba było wstawać przed wszystkimi, żeby wydoić krowy, nakarmić i wypuścić na pastwisko. Wieczorem zaś nie jeść ze wszystkimi kolacji, żeby móc ponownie wydoić zwierzęta i je oporządzić. Organizatorzy pomysłu pomyśleli też nad sprzedażą mleka, które zabierała mleczarnia w Łużnej. Nieco zostawało dla oazowej kuchni.
Można się dziwić, jak przy pracy zawodowej i w gospodarstwie, nie mówiąc już o wychowaniu dzieci, być jeszcze w Domowym Kościele. O tym, że da się to połączyć, zdecydowała wiara wyniesiona z domów rodzinnych obojga, umiejętność łączenia modlitwy z pracą, a nawet - jak mówi Łukasz - modlenia się samą pracą. W parze z silnie zakorzenioną pobożnością, szacunkiem dla niedzieli, ale także dla starszych i samej ziemi, udaje się (nie bez trudności) łączyć wszystko i budować dom, a nawet tworzyć z niego domowy Kościół. - Widzimy, że praca nas uszlachetnia, naprawdę! - śmieją się małżonkowie, podkreślając wielką jej wartość w wychowaniu dzieci, które są uczone nie tylko pracy, ale co najważniejsze współpracy i obowiązkowości, a także odpowiedzialności jeden za drugiego.
Uczestnicy oazy.W sumie w drugim stopniu oazy Domowego Kościoła, która zakończyła się 20 sierpnia, wzięło udział 16 rodzin z całej Polski, a nawet z Anglii. - Wspólnotę tworzyło 32 małżonków i 44 dzieci, była z nami siostra zakonna i dwóch diakonów. Oazową formację prowadził ks. Sylwester - wyliczają państwo Opielowie. Rok temu na oazie urodził się ich syn Michał, w tym zabrali już malucha ze sobą. - Krowy nie dezorganizują naszej oazy, co więcej ich stoicki spokój jest wyzwaniem dla nas, ludzi - śmieje się pani Małgosia.
Klementyna i Szymon przyjechali na oazę z Torunia, gdzie należą do kręgu Domowego Kościoła. - Podoba nam się różnorodność rodzin, które należą do ruchu, i dzielą się z nami swoim doświadczeniem wiary przefiltrowanym przez osobiste historie życia. To niezwykle twórcze doświadczenie i wielka wartość Domowego Kościoła, a zwłaszcza jego wakacyjnej odsłony - mówią małżonkowie z 9-letnim stażem i czwórką dzieci.