Śmierć dziecka boli najbardziej. Rodzi poczucie niesprawiedliwości, ale to nie Bóg jej chciał. On zawsze jest pierwszym, by podać rękę.
Kornelia ze Żbikowic miała 11 lat, kiedy zginęła potrącona przez samochód. Odprowadzała swoją koleżankę do domu. Niedaleko. Do innej, z którą czasem się odwiedzały, miała 3 km. Ta mieszkała blisko. Do wypadku doszło 10 lat temu, 30 maja, niedaleko kościoła, 500 m od domu. Był piątek, około 15.00. Miała zaraz wrócić, późnej chciała pójść na majówkę. Zabrała rower. Kierowca był trzeźwy, samochód miał sprawny, jechał 40 km na godzinę. Młody chłopak z pobliskiej miejscowości. Kornelia zmarła na miejscu. Pierwszym, który przypadkowo nadjechał na miejsce zdarzenia, był ksiądz, który udzielił jej rozgrzeszenia. – Brat naszej koleżanki Reni z Domowego Kościoła – wspomina pani Iza, mama Kornelii. Razem z mężem niemal od początku swojego małżeństwa należą do tej wspólnoty. Dziś są parą rejonową w pasierbieckim okręgu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.