Amantaj szuka wiernych

Początki powstania wspólnot katolickich w Kazachstanie potrafią być niesamowite. Pokazują, jak działa Boża łaska. Często przez ludzi, po których byśmy się tego najmniej spodziewali.

Tak było m.in. z parafią pw. Miłosierdzia Bożego w Kulsarach, która w tym roku świętowała 20. rocznicę jej erygowania. Swego rodzaju ojcem założycielem tamtejszej wspólnoty jest Kazach, który większość swojego życia spędził w więzieniu na północnym-wschodzie kraju. Wyrok 35 lat, na jaki został skazany, sugeruje, że sporo musiał mieć na sumieniu, ale będąc za kratkami, odwiedzany przez księdza, przeżył nawrócenie i przyjął chrzest. Urodził się w Wigilię 1942 roku. Po wyjściu na wolność i powrocie do rodzinnych Kulsarów szukał wspólnoty, w której mogłaby wzrastać jego wiara.

Tak zaczął dojeżdżać na Msze św. do kościoła w Atyrau. Tam pewnego razu zapytał ówczesnego administratora apostolskiego Janusza Kaletę, co trzeba by zrobić, żeby księża dojeżdżali do Kulsarów. Tarnowski misjonarz miał mu powiedzieć, że jeśli znajdzie 10 katolików w tym 65-tysięcznym mieście, ksiądz będzie do nich przyjeżdżał.

- Co szokuje, Amantaj po powrocie do Kulsarów, chodził od domu do domu, szukając tu nie tylko katolików, ale w ogóle chrześcijan, ludzi chętnych włączyć się we wspólnotę Kościoła. Ktoś raz z tego powodu go tak pobił, że przez 3 dni leżał na cmentarzu, trochę jak św. Paweł, ale się ocknął, poszedł dalej i nadal tych ludzi zbierał. Za jakiś czas powrócił do Atyrau i powiedział naszym księżom, że ma 10 osób - opowiada obecny proboszcz tej parafii ks. Piotr Dydo-Rożniecki.

Tak tarnowscy misjonarze zaczęli dojeżdżać do Kulsarów. Pierwsze spotkania, nabożeństwa, nawet jeszcze wtedy nie Msze, bo nikt z tych wiernych nigdy w życiu w kościele nie był, odbywały się w domu pani Wiery - Polki z Ukrainy o dość znaczącym imieniu. Potem, 10 listopada 2003 roku, księża kupili w Kulsarach mieszkanie, w 2004 roku erygowana tu została parafia, a potem w dwupoziomowym budynku urządzili niewielki kościół - pierwszą jakąkolwiek świątynię w Kulsarach. Nie było tam wówczas ani meczetu (choć dziś są dwa), ani też cerkwi.

 

Amantaj szuka wiernych   Pogrzeb Kazacha Amantaja Abdirowa, dzięki któremu parafia pw. Bożego Miłosierdzia w Kulsarach powstała, odbył się w kwietniu tego roku. arch. ks. Piotra Dydo-Rożnieckiego

 

Amantaj zmarł w kwietniu tego roku, ale zdaje się, że wiernych szuka nadal. Także wśród Kazachów. Do parafii zgłosił się niedawno Amantaj II - mało że Kazach, to jeszcze wnuk imama, ma ok. 70 lat, przez całe życie był pasterzem. - Z jakiegoś powodu zaczął czytać Biblię, słuchać katechez, przychodzić na Mszę św., pyta o wszystko, sam się modli z Pisma Świętego. Tuż przed moim wyjazdem do Polski na urlop powiedział mi, że chciałby zdecydować do mojego powrotu, czy przyjąć chrzest - mówi ks. Dydo-Rożniecki.

Wspólnota katolików w Kulsarach jest niewielka. Liczy do 30 wiernych. Ks. Piotr jest jej proboszczem od 2021 roku. Chwali swoich parafian. Ponad 20 proc. uczestniczy codziennie w Mszy św. - Większość to dzieci i młodzież, która przychodzi na Eucharystię tuż po szkole, gdzie uczniowie uczą się na dwie zmiany, bo jest ich tak wielu. Lekcje kończą o 19.00. Msza zaczyna się o 19.30. Angażują się w czytania, przygotowują ampułki, prowadzą śpiewy, wybierają pieśni, które śpiewamy nie po zwrotce, ale całe, no chyba, że jest ich 12, to śpiewamy pierwszych 6, ale kiedy pieśń ma cztery zwrotki, to nigdy nie śpiewamy tylko trzech, bo to dla wszystkich byłoby dziwne - tłumaczy kapłan.

Nikt tam też się nie spieszy. Po każdej Mszy św., poza pierwszym piątkiem i Popielcem, wszyscy spotykają się na piciu herbaty. Wigilia Paschalna, w czasie której nie omija się żadnych czytań i psalmów, kończy się dla wszystkich poświęceniem pokarmów i wspólnym śniadaniem wielkanocnym. Razem też całą wspólnotą zasiadają do wigilijnego stołu, na który każdy coś przynosi. Są jak rodzina. - Teraz, kiedy jestem na urlopie w Polsce, zastępuje mnie nasz administrator, ale klucze od parafii mają parafianie, żeby mogli tam zajść, sprawdzić, czy z piecem i wodą wszystko dobrze - mówi ks. Dydo-Rożniecki.

 

Amantaj szuka wiernych   Ks. Piotr ze swoimi parafianami. arch. ks. Piotra Dydo-Rożnieckiego

 

Lekcją dla parafian była ostatnia powódź, jaka nawiedziła Kazachstan. - W kwietniu połowa mieszkańców naszego miasta, a więc 35 tys. osób, została ewakuowana. Woda stała miesiąc. Nikt z parafian na szczęście nie ucierpiał, ale angażowaliśmy się w pomoc innym i byli w szoku, że Kościół pomaga także muzułmanom. Busem, który udało nam się kupić ze 2 lata temu, woziliśmy duże garnki grochówki i ryżu. Była to okazja do integracji z mieszkańcami, a że nie mam twarzy kazachskiej, to potem wszyscy mnie i takiego czarnoskórego mężczyznę, który też pomagał, zapamiętali. Do dziś czasem ktoś mnie zaczepia na stacji benzynowej, mówiąc do mnie po imieniu. Kiedy pytam, skąd mnie zna, to słyszę: „ty nam jedzenie przywiozłeś” - opowiada ks. Piotr.

To był trudny rok dla niego. Z okazji 20. rocznicy erygowania parafii udało mu się także wyremontować kościół. Ponadto odwiedził miejsce, gdzie mieszkał jego dziadek, który przez 6 lat był zesłańcem Kazachstanu. - Mój dziadzio wrócił do Polski w 1946 roku. Mam dokument potwierdzający zgodę na jego powrót i adres, gdzie był zameldowany. Byłem tam w tamtym miesiącu. Oczywiście tej ziemianki już nie ma, nie było tam też wtedy wspólnoty religijnej, ale dzisiaj 750 m od tego miejsca jest kościół w Aktiubińsku - tłumaczy ks. Piotr Dydo-Rożniecki. 

 

Amantaj szuka wiernych   Posłanie ks. Piotra do Kazachstanu odbyło się 17 września 2018 roku, w rocznicę sowieckiego uderzenia na Polskę i 78 lat po zesłaniu do tego kraju jego dziadka. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

 

Jego dziadek jeszcze żył, kiedy ks. Piotr wyjeżdżał na misje do Kazachstanu. Jego posłanie odbyło się 17 września 2018 roku w Mielcu, w rocznicę sowieckiego uderzenia na Polskę i 78 lat po zesłaniu do tego kraju jego dziadka. Ksiądz Piotr nie wybrał tego kraju sam, ale został mu zaproponowany przez biskupa tarnowskiego Andrzeja Jeża. Było to dla kapłana dużym przeżyciem. Ogromnym było dla niego też to, kiedy udzielał pierwszego chrztu na kazachstańskiej ziemi, w swojej obecnej parafii, który przyjęła pochodząca z rodziny muzułmańskiej kobieta.

Amantaj szuka wiernych   Zarina Kudabayeva (w środku) - nawrócona na katolicyzm muzułmanka, która w Tarnowie studiowała teologię - także pochodzi z Kulsarów. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

 

Warto zauważyć, że z Kulsarów pochodzi także Zarina Kudabayeva - nawrócona na katolicyzm muzułmanka, która w Tarnowie studiowała teologię. W czerwcu 2019 roku powróciła do swojego kraju. Brała udział m.in. przy powstaniu pierwszej części słownika chrześcijańsko-kościelnego wydanego dzięki staraniom tarnowskiego kapłana ks. Cezarego Pacieja w 2021 roku. Każdy z 2,5 tys. terminów w języku rosyjskim zyskał odpowiednik w języku kazachskim, jak też łacińskim, anigielskim i polskim. Już w maju 2019 r. biskupi kazachstańscy powierzyli ks. Cezaremu tłumaczenie tekstów kościelnych na język kazachski, co jest niezwykle trudnym zadaniem, bo pojęcia teologiczne w tym języku dopiero się tworzą.  Dzięki jego staraniu w 2020 r. został wydany katechizm przetłumaczony z języka rosyjskiego na kazachski, a w 2021 r. kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego.

Posłuchajcie świadectwa Zariny, tego, jak do Jezusa zaprowadzili ją aniołowie. Przejmujące jest, jak na końcu wypowiada modlitwę Ojcze nasz po kazachsku:

 

Świadectwo nawróconej muzułmanki | Zarina Kudabayeva
SNE św. Józefa Tarnów

 

Czytaj także:

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..