Przedzierając się przez gmatwaninę gałęzi, konarów i krzaków, w pewnym momencie zobaczyłem, co mi grozi. Potężna, kilkudziesięciometrowa sosna leżała złamana niemal u podstawy. Ostre jak nóż włókna drewna sterczały z pnia, który pękł pod naporem śniegu leżącego w koronie drzewa. Sosna spadła na inną, która również została złamana jak zapałka. Inne walczyły z zimowym ciężarem chwiejąc się i opierając jedna o drugą.