Dzisiejszego popołudnia długo padał deszcz. Po jakimś czasie wyszłam z domu i zobaczyłam przebijające się słońce zza ciemnych chmur. Wtedy przypomniałam sobie słowa mojej babci, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Chmury, ciężkie i pełne tajemnicy, zdawały się walczyć o panowanie nad niebem, ale złocista smuga przecinała mrok, tworząc wrażenie niemal boskiego znaku. Czy to tylko gra światła i atmosfery, czy może coś więcej? Może symbol nadziei wśród nadciągających burz? A jednak - mimo wszechogarniającej ciemności - wciąż był tam blask. Delikatny, ale nieugięty. Pojedynczy promień słońca, przecinający niebo niczym latarnia dla zagubionych. Może to przypadek, może zrządzenie losu, ale jedno jest pewne: światło zawsze znajdzie drogę i rozświetli każdy mrok.