Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Pamiętnik Wiktora

Oto relacja ze Światowych Dni Młodzieży mielczanina Wiktora Strzelczyka. Dzień po dniu, godzina po godzinie, chwila po chwili.

26 lipca 2016

Dzień drugi w Krakowie już za nami. 19 godzin na nogach, wielkie zmęczenie, upał i deszcz połączone ze wspaniałą atmosferą i wielbieniem Boga. Światowe Dni Młodzieży rozpoczęły się pełna parą.

Jednak zanim nasza mielecka grupa wyjechała do Krakowa, minęło dużo czasu. Wtorkowy dzień rozpoczęliśmy w kościele w Uszwi od adoracji Najświętszego Sakramentu. Spędziliśmy ten czas na wspólnym uwielbieniu i nabraniu duchowego entuzjazmu.

Po zjedzeniu smacznej zupy pomidorowej i kotleta schabowego, czekaliśmy już tylko na wyjazd. Wszyscy się niecierpliwili i odliczali minuty do krótkiej podróży na dworzec w Brzesku. Tam, około 15.00, nareszcie ruszyliśmy w stronę krakowskich Błoń.

Podróż nie trwała długo. Zastaliśmy stację Kraków Główny wypełnioną po brzegi pielgrzymami. Przeszliśmy marszem na Błonia, pozdrawiając po drodze innych uczestników ŚDM. „Polska, Biało-Czerwoni” dało się słyszeć nie tylko z naszych ust, ale także od zagranicznych pielgrzymów.

Niektórzy z nas zamienili kilka słów z Portugalczykami, Hiszpanami czy Francuzami. Tłok był ogromny. Pomimo tego, bez problemów dotarliśmy na miejsce, do sektora C4.

W modlitewnym skupieniu czekaliśmy na Ceremonię Otwarcia ŚDM, której punktem kulminacyjnym była Msza Święta w języku łacińskim pod przewodnictwem kard. Stanisława Dziwisza. Za nami siedziała grupa z Brazylii, obok Niemcy i Chorwaci, a po drugiej stronie powiewały flagi Rosji i Ukrainy. Na ŚDM nie ma konfliktów czy podziałów!

Po zakończonej Eucharystii odwiedziliśmy przyjaciół z Francji, którzy nie tak dawno gościli w Mielcu.

Tuż przed wyjściem zorganizowaliśmy się w sektorze, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie. Brazylijczycy, widząc to, od razu ruszyli w nasza stronę i pozowali razem z nami. Była 20.00 czekał nas marsz na dworzec, na pociąg. Gdy po długim spacerze, wśród pielgrzymów z zagranicy (furorę wśród naszej grupy zrobili Japończycy oraz czarnoskóry franciszkanin), dotarliśmy na miejsce, zastał nas jednak spory zator. Policja zatrzymała pielgrzymów, nie wypuszczając ich na dworzec. Czekaliśmy jakieś półtorej godziny, w międzyczasie znajdując telefon Włocha oraz spotykając podenerwowanych ludzi. Gdy wreszcie udało się wejść na peron, niestety okazało się, że dalej musimy czekać. Pociąg pojawił się dopiero koło północy. W domach byliśmy więc koło 3.00, wcześniej jedząc w domu ludowym w Uszwi, bardzo długo oczekiwaną kolację.

Łatwo się domyślić, że noc była bardzo krótka. W środę (27 lipca) wstaliśmy już o 8.00.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy