Jak dowiadujemy się z Dziejów Apostolskich, pierwsi uczniowie Chrystusa spotykali się na "łamaniu chleba".
Z biegiem czasu, w stosunkowo krótkim okresie, w miarę jak wzrastał liczba chrześcijan, a ich otoczenie coraz więcej zdawało sobie sprawę z istnienia chrześcijan, zasady uczestnictwa w Eucharystii zostały ściślej określone. W Didache, a zatem pod koniec pierwszego wieku, pojawił się już przepis: „niech nikt nie je ani nie pije z waszej Eucharystii oprócz tych, co zostali ochrzczeni”[3]. Obowiązywała zasada dopuszczania do udziału w Eucharystii tylko ludzi ochrzczonych. To był pierwszy i podstawowy warunek. On obowiązywał przez całą starożytność i był przestrzegany z żelazną konsekwencją. Z uczestnictwa w Eucharystii wykluczeni byli nawet katechumeni, a więc ludzie przygotowujący się do chrztu. Mogli oni przyjść na miejsce sprawowania Eucharystii i pozostać na czas liturgii słowa, a więc praktycznie do homilii. Później musieli opuścić zgromadzenie.
Jeśli do zakazu udziału w Eucharystii osobom postronnym dodamy zakaz mówienia i pisania o niej, to zrozumiałe się staje, że panowała wokół tego obrzędu aura tajemniczości. Poganie wiedzieli o tym, że chrześcijanie gromadzą się na sprawowanie jakichś obrzędów, ale nie wiedzieli jak one wyglądają. Docierały do nich tylko jakieś strzępy informacji, więc łatwo się domyśleć, że powstawały plotki na ten temat. Jeśli ktoś usłyszał cos o składaniu ofiary, o spożywaniu ciała i krwi, to domyślał się nawet rzeczy okrutnych. To na tej podstawie oskarżano chrześcijan o kanibalizm, krwawe ofiary nawet z ludzi, itd. W miarę jak chrześcijan przybywało, a żadnych śladów zbrodni nie było, te plotki powoli zanikały. Jednak sami chrześcijanie nie ujawniali szczegółów swojej ofiary. Co najwyżej bronili się, że zarzuty są nieprawdziwe.