Kwarantanna

Wielu, nie mogąc wejść do kościoła, szuka Boga w swoim sercu. Może przez ten trudny czas nauczą się modlić?

 
Odwiedziłem mamę, gdy jeszcze zaraza nie była tak rozprzestrzeniona i było wolno się przemieszczać w takich celach. Mama ma już osiemdziesiąt siedem lat, ale teraz bardziej interesuje się tym, co w świecie niż dawniej. Może to dodaje jej energii, sensu i wytrwałości? Dużo się modli. Obłożona żywotami świętych, litaniami, zawsze pod ręką ma różaniec i Pismo Święte. Myślę, że i ja mam z tego jakiś pożytek, bo sam się Panu Bogu za bardzo nie naprzykrzam, więc jej modlitwy w jakiejś części są w moim imieniu.
         - Wiesz, dziecko, ten koronawirus to kara boska.
         - Mama, nie - odpowiadam i zastanawiam się przez moment jak to uargumentować. - Gdyby tak było, to II wojna też byłaby karą dla tych wszystkich w obozach zagłady?
         Moja mama patrzy na mnie i widzę po jej spojrzeniu, że tak nie myśli.
         - Bóg nie jest okrutny, mamo. Człowiek jest temu winny. Ma rozum i wolną wolę, a Bóg nakazał mu czynić sobie ziemię poddaną.
         - Ale to wszystko jest na opamiętanie - mówi już zdecydowanie.
         I tu się z mamą zgadzam. Wiem jednak, że za niedługi czas ludzie o tym zapomną. 

Człowiek nie panuje nad wszystkim. Nagle coś niespodziewanie niweczy wszelkie plany. Zamiera świat. Boimy się siebie nawzajem. Idę do sklepu opustoszałą ulicą. Nie mogę wejść, muszę poczekać, bo wewnątrz sklepu jest dopuszczalna ilość kupujących.  Ekspedientka przy kasie jest oddzielona ode mnie szybą. Nawet Bóg wpuszcza do swego przybytku tylko pięciu wiernych. Wielu, nie mogąc wejść do kościoła, szuka Boga w swoim sercu. Może przez ten trudny czas nauczą się modlić? 

Zostaję w domu, a w porze zarazy Bóg przychodzi do mnie przez ekran telewizora. Mogę Go czcić na Jasnej Górze, w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, czy w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Mam wrażenie, że jestem w domowej kaplicy i ksiądz jest tylko dla mnie. Czyta Boże słowo, które do mnie trafia jak nigdy przedtem. Nie bój się. Nie lękaj się - mówi Pan. 

Znowu ulice są pełne uśmiechniętych ludzi, w sklepach i galeriach handlowych ciżba, kipią życiem sportowe stadiony, pulsuje szkoła, wreszcie w bibliotece mogę wypożyczyć książkę, mogę iść do kina, do teatru. Przez krakowski Rynek przewalają się tłumy. Słychać różne języki świata. Pachnie kawa z restauracyjnych ogródków, złoci się piwo w wysokich szklankach. Rozsiadły się kwiaciarki w kolorach wiosny jak boginie, a różnorodne kramy oferują zbyteczny towar. Do kościoła Mariackiego wchodzą i wychodzą ludzie. Mała dziewczynka opiera się mamie i krzyczy: Ja chcę na lody! A wieczorem politycy w telewizji łapią się za słowa, wymyślają jakieś bzdury i tym się zajmują. Wreszcie jest normalnie.
 

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..