Człowiek skłania się do modlitwy głównie z dwóch powodów: albo z wewnętrznej potrzeby szukania kontaktu z Bogiem, albo z obowiązku, jaki nakłada na niego religia, którą wyznaje.
Modlitwa publiczna
Na początku II w. rzymski urzędnik przesłuchiwał chrześcijan, których oskarżano o ateizm, wówczas karany przez państwo. Wynikiem tych przesłuchań był raport, który przesłał do cesarza Trajana. Napisał w nim: „największą ich winą czy też błędem było to, że mieli zwyczaj w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśni ku czci Chrystusa jako Boga”[30]. Rzymianin nie znał szczegółów i nawet go one nie interesowały. Wiedział tylko, że chrześcijanie się zbierają i wspólnie się modlą. W podobnej sytuacji byli wszyscy pozostali pogańscy mieszkańcy Cesarstwa. Wiedzieli, że chrześcijanie się schodzą na spełnienie jakichś obrzędów, ale szczegółów nie znali. Stało się to nawet przyczyną powstawania plotek, czy wręcz zarzutów na ten temat. Podejrzewano chrześcijan o jakieś sprośne, a nawet makabryczne praktyki. Chrześcijanie zatem modlili się publicznie, ale tylko we własnym gronie. Poganie nie tylko nie mieli do tego dostępu, ale nawet długo nie znali miejsc modlitwy. Dopiero gdy pod koniec IIIw. zaczęły powstawać kościoły, miejsce modlitwy było znane, ale już jej sposób - nie.
Inna jest nasze sytuacja. Z dokumentów chrześcijańskich, do jakich mamy dostęp, a czego nie mieli ówcześni poganie, wiemy kiedy i po co się wyznawcy Chrystusa schodzili. Wiemy, że ten „określony dzień”, to niedziela, a najważniejszym elementem wspólnej modlitwy było sprawowanie Eucharystii. Udział w niej był prawem każdego ochrzczonego i choć nie było formalnego obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii, to każdy, kto miał taką możliwość z niej korzystał. O obowiązku niedzielnym zacznie się mówić dopiero od IVw. Wcześniej nie trzeba było ustanawiać prawa w tym względzie. Co więcej. Chrześcijanin mógł być pozbawiony przez biskupa prawa uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii i to traktowano jako karę. W cytowanym już Didachè czytamy: „kto ma jakiś spór ze swoim bratem, dopóki się nie pogodzi, niech nie bierze udziału w tym zgromadzeniu”[31]. Brat, o którym mowa, to brat w wierze, czyli chrześcijanin. Zatarg, waśń, brak miłości braterskiej – czyniły niezdolnym do udziału w Eucharystii, ale dojście do zgody rozwiązywało trudność. Większe wykroczenia, wykluczały na stałe. Do uczestnictwa w Eucharystii należało się przygotować codziennym, godnym chrześcijanina, życiem.
Modlitwa w trakcie Mszy św. była uporządkowana. Każdy z jej uczestników wiedział co do niego należ i jak się ma zachować. Zanim powstały pierwsze kościoły i chrześcijanie gromadzili się w domach prywatnych, to z zachowaniem porządku nie było większego problemu. Z czasem, gdy rozrastała się grupa uczestników Eucharystii, a zwłaszcza gdy możliwe stało się wybudowanie domu modlitwy, czyli kościoła, nad zachowaniem porządku musieli czuwać wyznaczeni do tego członkowie wspólnoty. W kościołach wyznaczano każdemu miejsce, a następnie dyrygowano sposobem uczestniczenia. Z tym bywały kłopoty. Już w połowie IIIw. biskup Kartaginy napominał:
„Gdy więc gromadzimy się w jedności z braćmi i sprawujemy wraz z kapłanem Boga ofiarę świętą, powinniśmy pamiętać o skromności i właściwym zachowaniu się. Nie należy wtedy wykrzykiwać bezładnie nie uporządkowanych słów naszej modlitwy, ani wyrzucać z siebie w hałaśliwej gadatliwości prośby, która powinna być powierzona Bogu skromnie”[32].
W późniejszym czasie, w miarę jak przybywało chrześcijan, a kościoły stawały się większe, takich kłopotów przybywało. Jako przykład można podać kwestię strojów kobiet. Wprawdzie samo strojenie się kobiet było już problemem pastoralnym wcześniej, ale w IVw., zwłaszcza wśród bogatych chrześcijanek, a takich wtedy przybywało, zjawisko przybrało na sile. Bogate chrześcijanki traktowały pójście do kościoła jako okazję do pokazania swoich strojów i klejnotów, co nie sprzyjało ani skupieniu na modlitwie, ani też nie miało nic wspólnego z miłością bliźniego, chociażby ze względu na ubogich uczestników Eucharystii[33].
Uczestnictwo w Eucharystii wymagało zaangażowania. Wyrazem tego był aktywny udział w modlitwach mających formę dialogu (np. prefacja), wspólnych recytacjach (np. Ojcze nasz) i śpiewach. Te ostatnie rozwinęły się zwłaszcza w IVw., kiedy zaczęto w większym stopniu układać i używać w liturgii hymny.