Eucharystia od samego początku była dla chrześcijan "źródłem i zarazem szczytem całego życia".
Eucharystia od samego początku była dla chrześcijan „źródłem i zarazem szczytem całego życia”[1]. Uczestnictwo w niej było nie tylko ich prawdziwym znakiem rozpoznawczym, ale istota życia w łączności z Bogiem. Stąd była ona traktowana w specjalny sposób, a istota nawrócenia polegała na wprowadzeniu poganina w to uczestnictwo i korzystanie z niej. Był to cały proces, bardzo dokładnie określony, a potem ściśle przestrzegany. Zapoznanie się z nim jest zatem niezbędne, by tę rzeczywistość w miarę możliwości zrozumieć.
Eucharystia – tylko dla chrześcijan
Od samego początku chrześcijanie, wypełniając testament Chrystusa, sprawowali Eucharystię tylko we własnym gronie. Spotykali się w prywatnych domach w „dniu Pańskim” i bez udziału kogokolwiek z osób postronnych, starali się spełnić polecenie swego Mistrza z Ostatniej Wieczerzy „to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19). Wszystko odbywało się w bardzo prostej scenerii, przy użyciu bardzo skromnych środków. Na temat tego, co się w czasie tych spotkań działo i jaki one miały przebieg, uczestnicy tych wydarzeń z nikim nie rozmawiali. Publicznie wiadomo było tylko tyle, ile zapisał św. Paweł w swoich listach, bo te pisma były publicznie znane.
Początkowo spotkania te nie budziły zainteresowania, bo mała grupka ludzi gromadząca się wieczorem w jakimś domu, nie rzucała się w oczy. Z czasem jednak, w miarę jak chrześcijan przybywało i te zgromadzenia się rozrastały, zaczęły one zwracać uwagę. Władze rzymski już na początku drugiego wieku wiedziały o zwyczaju gromadzenia się chrześcijan w określone dni tygodnia i „śpiewaniu Chrystusowi jako Bogu”[2]. Nie podejmowano przeciw temu żadnych środków zapobiegawczych, bo nie dostrzegano w tym zagrożenia ani dla życia publicznego, ani dla bezpieczeństwa społecznego. Natomiast więcej podejrzeń, a zwłaszcza plotek, powstawało wśród szeregowych pogan. Niektóre z tych plotek były celowo kolportowane. Źródłem tych pomówień i okolicznością sprzyjającą ich upowszechnieniu, była niewiedza. Do pogan docierały tylko pogłoski o spożywaniu ciała, piciu krwi, gładzeniu win, brataniu się, itd. To wszystko łączyli w jakieś makabryczne opowiadania o chrześcijanach. Kojarzono ich obrzędy z dokonywaniem jakichś rytualnych mordów, aktów kanibalizmu, a nawet wyuzdanych orgii[3]. Wobec tych oskarżeń chrześcijanie pozostawali niewzruszeni. Nie zmieniali swoich praktyk, na sprawowanie Eucharystii gromadzili się nadal w tajemnicy przed otoczeniem pogańskim. Oskarżani bronili się tylko zaprzeczając jakoby do takich zdarzeń dochodziło i domagając się udowodnienia zarzucanych im czynów, np. pokazania śladów zbrodni. Z czasem zaczęli ostrożnie mówić i pisać publicznie, na czym sprawowanie Eucharystii polega. Podawali jednak tylko bardzo ogólne wiadomości, dające pewne wyobrażenie tego, co się w trakcie sprawowania Eucharystii działo.
Pierwszy taki opis pojawił się w drugiej połowie drugiego wieku. Najstarszy zostawił znany filozof chrześcijański, św. Justyn męczennik. W swojej Apologii, a więc książce, w której odpierał różne zarzuty kierowane przez pogan pod adresem chrześcijan, odpierał też te, dotyczące Eucharystii. Zamiast odnosić się do zarzutów przedstawił krótki opis: jak wygląda sprawowanie Eucharystii i czym ona jest. Poganie mogli się zatem dowiedzieć: zebranie chrześcijan pod kierunkiem przełożonego zaczyna się od czytania Pism apostolskich i prorockich, potem ten sam przełożony zachęca do naśladowania tych nauk – czyli jest to dzisiejsza homilia; po tym następuje modlitwa, po której przynoszone są chleb i wino z wodą, nad którymi przełożony odmawia modlitwy, podczas których ofiarowane dary stają się Eucharystią. Obrzęd kończy się rozdzieleniem Eucharystii między obecnymi. Nieobecnym diakoni zanoszą do domów[4].
Jak widać jest to bardzo ogólny schemat całego obrzędu. Bardzo ogólny, ale na tyle szczegółowy, by postronnym dać możliwość wyobrażenia sobie tego, co dzieje się na inkryminowanych zgromadzeniach chrześcijan. Eucharystia to zarówno obrzęd, jak też to co w trakcie tego obrzędu powstaje. Tyle wiadomości zaczęło przenikać do opinii publicznej. Z ich podaniem chrześcijanie nie mieli problemu. Brakowało tylko ludzi, którzy umiejętnie mogli takie informacje podać, kiedy jednak się pojawili, świat pogański dostał istotne informacje na temat intrygujących go zgromadzeń chrześcijan. W wyniku tego powoli zaczęły znikać pomówienia i plotki, a może nawet ciekawość pogan stała się mniej natarczywa i podejrzliwa? Zgromadzenia chrześcijan przestawały być sensacją, jakkolwiek ich sensu nie rozumiano, co poniekąd było działaniem zamierzonym ze strony Kościoła.
Długo, a właściwie do końca epoki patrystycznej, w tekstach chrześcijańskich nie pojawią się nowe, obszerniejsze informacje. Co najwyżej będą się pojawiać objaśnienia do niektórych z podanych szczegółów. Można się zatem było dowiedzieć jakie konkretnie teksty z Pisma Świętego były czytane, kto wykonywał poszczególne czynności w zgromadzeniu, w jaki sposób rozdzielano Eucharystię,. Będą też coraz dokładnie precyzowane warunki uczestnictwa, bo jak się okaże wydłużała się lista osób ochrzczonych, którzy byli pozbawieni możliwości uczestniczenia. Dużo jawnych informacji będzie dotyczyło „przewodniczącego” zgromadzenia i osób mu pomagających: będzie wiadomo kim jest ten przełożony, który sprawuje obrzęd, kto mu pomaga. Z tych danych można się było domyślić jaki przebieg ma liturgia, o czym się podczas niej mówi, jak należy się do niej przygotować i co następuje po niej, ale o istocie tego, co się tam wówczas dokonuje, żadne informacje się nie pojawiały. Nawet nie wiadomo było dlaczego mówi się o ciele i krwi, skoro przynoszono tylko chleb i wino zmieszane z wodą i to spożywano. Wnikliwy czytelnik mógł się wprawdzie dowiedzieć, że to, co nazywano Eucharystią, pozostawało chlebem i winem, które można było zabrać do domu i tam spożywać, ale nie dowiedział się na czym polegała ich przemiana w „eucharystię”, ani kiedy ona zaszła. Nie wyjaśniały też tego nazwy i określenia, o których mówiliśmy wcześniej. Były one przecież zaczerpnięte z codziennego życia i czasem nawet nie wiedzieć czemu nadawano im specjalny sens. Ktoś, kto znał język grecki, słysząc słowo „eucharistia” i ono kojarzyło mu się z jakąś formą podziękowania, a temu kto greckiego nie rozumiał, nazwa ta nic nie mówiła. Podobnie było z innymi wspomnianymi terminami. Oczywiście, w miarę upływu czasu zza szczelnych drzwi kościołów wydobywało się coraz więcej aluzji, czasem pojedynczych uwag, które coś więcej na ten temat mówiły. Z tych fragmentarycznych informacji można było sobie poskładać większą całość, ale i tak pole do domysłów pozostawało duże. Śledząc literaturę chrześcijańską odnieść można wrażenie, że w czwartym wieku, gdy literatura chrześcijańska pojawiła się w bardzo dużym wymiarze, wypowiedz na temat Eucharystii stały się jeszcze oszczędniejsze.
Szeregowi chrześcijanie na ten temat z nikim nie rozmawiali, bo jak się dowiadujemy tak byli przyuczani od samego początku, od chwili gdy zaczęli się przygotowywać do chrztu. Teologowie z kolei i duszpasterze żadnych traktatów na ten temat nie publikowali. Zabierali w tej sprawie tylko wtedy głos, gdy powstawały jakieś nieporozumienia, lub błędne interpretacje wśród samych wyznawców Chrystusa. Ich wystąpienia były jednak bardzo oszczędne i w zasadzie dotyczyły tylko kwestii związanych z zachowaniem się chrześcijan wobec tej tajemnicy i podaniem norm, jakie w tym względzie chrześcijanie mieli przestrzegać. Kościoły nadal pozostawały dla postronnych zamknięte. Nie było mowy, by ktoś nieupoważniony mógł w liturgii chrześcijan wziąć udział. Eucharystia była nie tylko „tajemnicą wiary”, ale także tajemnicą, której sami chrześcijanie skrzętnie strzegli. By ją poznać należało przejść proces „wtajemniczenia”.