Tuchowianin wygrał udział w Rejsie Niepodległości i popłynął z Kopenhagi do Stavanger. Specjalnie dla "Gościa Tarnowskiego" morskie opowieści!
Druga wachta
Pierwszy dzień na pokładzie fregaty miał charakter organizacyjny. Laureaci konkursu „Rejs Niepodległości” razem z uczniami praktykantami techników morskich zostali podzieleni na wachty, czyli grupy, które w odpowiednich przedziałach czasowych wykonywali zlecone zadania na statku.
- Pierwsza wachta miała swój dyżur od północy do 4 rano. Druga od 4 do 8, trzecia od 8 do 12. Potem z koi w kubryku zrywała się pierwsza wachta, po niej znowu moja, czyli od 16 do 20. I tak na okrągło.
Wachtowanie nie było łatwe. Budzono nas już o 3.30 na zbiórkę, więc spałem czasem ze trzy godziny, bo wieczorem trochę się pointegrowało z grupą. Bosmanowy wchodził do kubryku i urządzał nam albo solowy koncert przez tubę albo tłukąc się w patelnię.
Nad każdą wachtą czuwał bosman, który krzyczał, krzyczał i… krzyczał. „Do roboty! Szybciej!”. Nad bosmanem był oficer, a wszyscy podlegaliśmy kapitanowi statku - śmieje się chłopak.