Tuchowianin wygrał udział w Rejsie Niepodległości i popłynął z Kopenhagi do Stavanger. Specjalnie dla "Gościa Tarnowskiego" morskie opowieści!
Morska robota
Nie uświadamiał sobie wcześniej, że na statku jest tyle pracy. Najciekawszym zajęciem było sterowanie fregatą. Każdy z uczestników rejsu miał zresztą okazję poznać morską robotę w różnych miejscach okrętu, w kuchni, pod pokładem i na pokładzie, a także na masztach.
Dawid miło wspomina szorowanie waterwejsów, czyli rynny biegnącej wokół całego pokładu, do której dostawały się różne brudy.
- Oj, oszorowaliśmy się te waterwejsy! - wspomina z rozrzewnieniem. Podobnie jak elementy z mosiądzu, których na statku jest mnóstwo. Wilgotne powietrze, słona woda bardzo szybko powodują utlenianie stopu, więc trzeba wszystko, co z mosiądzu, konserwować i polerować. Codziennie.
Młodzi szlifowali też poręcze na statku, lakierowali je, żeby pięknie wyglądały przy wejściu do portu. A trzeba było się pilnować, bo starszy bosman wciąż wypatrywał niedociągnięć. Czapka z daszkiem przekręcona do tyłu - kara. W klapkach na pokładzie - kara. Jaka? Na przykład 2 godziny dodatkowej pracy.
- Kiedyś kolega wyszedł malować maszt i miał na szyi wiaderko z farbą. Wiatr zawiał, wiaderkiem potrząsnęło i nagle na pokład spadł deszczyk farby. Szybko zaczęliśmy ścierać farbę, żeby starszy bosman nie zauważył, bo byśmy nie prędko zaszli z pokładu - wspomina żeglarz.