W piąty piątek Wielkiego Postu wyruszamy na Drogę Krzyżową z naszą diecezjanką, kandydatką na ołtarze, Stefanią Łącką.
Pięć lat temu ówczesny alumn WSD w Tarnowie, a dziś ks. Bartłomiej Wilkosz, napisał rozważania Drogi Krzyżowej ze Stefanią Łącką dla młodzieży dekanatu dąbrowskiego, która chciała wyruszyć z Dąbrowy Tarnowskiej w Ekstremalną Drogę Krzyżową do Gręboszowa, parafii, z której Stefania Łącka pochodziła.
O Stefanii Łąckiej pisaliśmy wielokrotnie. Między innymi w tekście: ANIOŁ NA DNIE PIEKŁA. W 2017 roku bp Andrzej Jeż ustanowił ks. prof. Stanisława Sojkę postulatorem procesu beatyfikacyjnego Stefanii Łąckiej.
- Nabożeństwo Stefanii Łąckiej do Męki Pańskiej najpełniej ukształtowało się w oświęcimskim obozie, gdzie życie, męka i śmierć wielu więźniów i więźniarek były niewątpliwie świadectwem wiary w Ukrzyżowanego - i odwrotnie - były świadectwem utożsamiania się Chrystusa z niewinnie cierpiącymi i zabijanymi, tak jak On. Jakże głęboko musiała przeżywać w obozie Stefania Łącka poszczególne stacje Drogi Krzyżowej - pisze we wstępie do wydanych kiedyś rozważań ks. dr hab. Jan Bartoszek, asystent Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej.
Stefania Łącka w obozie. archiwum obozuStacja I. Pan Jezus na śmierć skazany
Zdradzony i opuszczony przez wszystkich stoi przed Piłatem. Wokół wrzeszczący tłum. Zapada wyrok śmierci. Jezus przyjmuje go w milczeniu, cierpliwości i dobroci swego Serca. Daje nam przykład jak można całkowicie zaufać Bogu.
Stefania Łącka w swoim życiu również musiała przyjąć trudny wyrok. Była nim wojna. Zachowała wówczas pokój serca. Nie czuła lęku przed śmiercią. Posiadała bowiem mocną wiarę w to, że bez woli Bożej nic nie może się stać.
Jaka jest moja wiara w Opatrzność Bożą? Tak często wiele rzeczy idzie nie po mojej myśli. Często różne osoby, wydarzenia są mi przeciwne. Czy potrafię zachować w takich sytuacjach milczenie na wzór Jezusa? Czy potrafię zaufać mojemu Bogu? Jezus przyjął wyrok w pokorze uniżając samego siebie. Jaka jest moja pokora?
Stacja II. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona
Jezus, którego wcześniej katowano biczami i znieważano przyjął na swoje ramiona ogromny ciężar naszych grzechów. Robi to, bo Jego miłość do człowieka jest niezgłębiona.
Stefania Łącka także nie uchylała się od życiowego krzyża upodabniając się do Chrystusa. Zarówno w relacjach rodzinnych, w szkole, w dorosłym życiu była otwarta na sprawy drugiego człowieka i na budowanie relacji z Bogiem. Często poświęcała swój wolny czas na pomoc innym. Siłę do tego czerpała z adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Posiadała poczucie odpowiedzialności za swoje życie i tych, których Bóg przy niej postawił.
Ile razy ja uciekam od wzięcia odpowiedzialności za własne postępowanie? Czy jestem świadom, że kroczenie drogą Jezusa jest możliwe tylko wtedy, gdy niosę mój własny krzyż? Podjąć swój życiowy krzyż, to po pierwsze stanąć przed sobą w prawdzie. Nie w zakłamaniu, kombinatorstwie, ciągłym łudzeniu siebie chwilowymi przyjemnościami. Muszę odszukać wolę Bożą w wypełnianiu moich obowiązków, przyjmowaniu trudności, niewygód życiowych. Należy oddać wszystko z czym się zmagam Jezusowi, gdyż On z miłości przyjął na siebie wszelkie moje słabości.
Stacja III. Pierwszy upadek
Jezusa powalił ciężar krzyża. Ludzkie możliwości są ograniczone. Gdy siły opadają, a ból wzrasta przychodzi kryzys. Oto Syn Boży przyjął ludzkie ciało i doświadczył cierpienia. Zakosztował tego co dla wielu ludzi jest niezrozumiałe i bezsensowne. Człowiek nie posiada wytłumaczenia zła, które jest na świecie. Nie posiadamy recepty na cierpienie. Jednak ten, który nas stworzył i objawił się nam, również cierpiał. Zrobił to, z miłości i po to, aby wyprowadzić z tego największego zła ogromne dobro, jakim jest nasze zbawienie.
Kiedy Stefania Łącka była katowana przez gestapo, wybito jej zęby, wydarto włosy. Gdy później oglądała machinę śmierci w Auschwitz i doświadczyła największego w historii upadku człowieka, nie straciła wiary, lecz jej więź z Chrystusem umocniła się. Tam, gdzie godność ludzka i człowieczeństwo zostały utopione w błocie zła, ona je podnosiła, odnajdując w drugim człowieku oblicze Jezusa.
Moje upadki nie są ostateczną przegraną, ale mogą dać początek czemuś nowemu. Jeżeli tylko znajdziemy w sobie siły do powstania. Jezusowi sił dodała żarliwość dusz, Łąckiej - miłość Zbawiciela. To jest ta wspaniała relacja Boga ze mną. Tylko, czy ja tej Bożej relacji szukam, czy troszczę się o nią?