Halina Mastalska z okazji Światowego Dnia Esperanto wspomina niezwykłą historię ludzi, którzy żyją ideą języka ponad podziałami.
O godzinie ósmej do obozu wtargnęło kilku mężczyzn. Powiedzieli, że są pracownikami StB (Státní bezpečnost - odpowiednik polskiej Służby Bezpieczeństwa). Zażądali spotkania z kierownikiem obozu Miloslavem Šváčkiem. Jeden z nich przedstawił się mu jako szef powiatowego urzędu do spraw kościelnych w Ústí nad Orlicí. Kazał sobie pokazać pisemne pozwolenie na zorganizowanie obozu i listę uczestników. Inni zajęli się sporządzaniem dokumentacji fotograficznej z oględzin naszego obozu. Wszystkie drogi i ścieżki prowadzące do obozu zostały obstawione przez umundurowanych policjantów, tak że nikomu nie udałoby się wymknąć. Pana Šváčka zabrano do urzędu we wsi Cotkytle i tam przesłuchiwano go od rana aż do godz. 22. W obozie też do tej godziny trwało śledztwo. Raz po raz wzywano kogoś z uczestników. Obcokrajowców nie nękano. Ale i tak wszyscy czuliśmy się okropnie. Jak owce bez pasterza. Owce prześladowane i zagrożone, niespokojne o los swojego przewodnika. Przedstawiciele bezpieki oczekiwali od przesłuchiwanych potwierdzenia podejrzeń, że codziennie na terenie obozu była odprawiana Msza Święta. Wypytywali też, na jakie tematy dyskutowaliśmy podczas naszych spotkań. Że modliliśmy się i śpiewaliśmy pieśni religijne, wiedzieli - przecież nas podsłuchiwali.
Następnego dnia rano oboje z księdzem Zielonką spakowaliśmy nasze bagaże i wróciliśmy do Polski. Wkrótce, w połowie sierpnia, miał się odbyć w Częstochowie 37. Międzynarodowy Kongres Esperantystów. Przed nim były planowane rekolekcje w Gostyniu. Czekaliśmy na spotkanie z Miloszem i na wiadomości od niego. Przyjechał. Poufnie dowiedzieliśmy się, że StB, powołując się na odpowiednie paragrafy czechosłowackiego prawa, zarzuca mu, że prowadził nielegalną działalność religijną, a ponadto, że utrudniania władzom państwowym nadzór nad kościołami i związkami wyznaniowymi. Ksiądz Wojciech Srna został dodatkowo oskarżony o to, że nadużył kapłańskich uprawnień. Odprawianie Mszy św. poza murami kościoła było w Czechosłowacji wielkim przestępstwem. Sprawa została skierowana do sądu w Ústí nad Orlicí. Przed rozprawą M. Šváčkowi nie zabroniono wyjazdu do Polski. Aktywnie uczestniczył w kongresie. Ale jak cień snuł się za nim tajny funkcjonariusz bezpieki.
Gdy pan Šváček wrócił do domu, już na drugi dzień został wezwany na policję. Otrzymał pismo, w którym stwierdzano, że “nie leży to w interesie państwa, żeby wyjeżdżał za granicę”. Kazano mu oddać paszport i zabroniono podróżowania przez 10 lat. Wkrótce odbyła się pierwsza rozprawa przed sądem. Cały proces wlókł się przez prawie dwa lata. Przez tyle czasu M. Šváček był na kolejnych rozprawach przesłuchiwany, a pomiędzy nimi śledzony przez najbliższego sąsiada i przez innych tajniaków, straszony wyrzuceniem z pracy, namawiany do współpracy z StB, w różny sposób nękany.
O szczegółach prześladowań więcej na pewno wie ks. Zielonka. On sam też zapewne wiele ucierpiał. Ja byłam tylko na obrzeżach tej sprawy.