Halina Mastalska z okazji Światowego Dnia Esperanto wspomina niezwykłą historię ludzi, którzy żyją ideą języka ponad podziałami.
Popołudnia to był czas relaksu i rozrywki. Wieczorami opowiadaliśmy przy ognisku ciekawostki o swoich krajach, o podróżach odbytych dzięki esperantu, dyskutowaliśmy na tematy nurtujące młodzież, przy akompaniamencie gitary śpiewaliśmy piosenki religijne, w stylu oazowym.
Śpiewaliśmy po esperancku i po czesku, bo na obozie najwięcej było początkujących esperantystów z Czech. Trudno się dziwić, że i czeski się tu słyszało, a obcokrajowcy robili postępy nie tylko w esperanto. Do dziś, gdy w pachnący sianem letni wieczór patrzę na roziskrzone gwiazdami niebo, odruchowo nucę:
Ó, Pane, zhasíná den, prosím, modlitbu mou slyš.
Písně radostný hlas, v chleba uzrálý klas, věrné přátelé své,
vše zavírám ve svůj dík.
Tak. Z czasem rosła więź między nami i czuliśmy się jak věrné přátelé, jak fidelaj amikoj.Wzywaliśmy Ducha Świętego, aby On złączył nas w braterską, międzynarodową wspólnotę. Śpiewaliśmy chętnie:
Přijď již, přijď, Duchu stvořiteli, Duchu smíření.
Přijď již a proměň svět náš celý v nové stvoření.
Duchu svatý, nás svou mocí v lásce obnovuj.
Nezanech nás bez pomoci, daruj pokoj svůj.
Probuď svědomí otupené, sbližuj národy,
zavěj a přiveď zotročené v říši svobody.
Aż… stało się! W czwartek 21 lipca, w trzynastym dniu obozu, czyli na dwa dni przed jego zakończeniem, wczesnym rankiem w lesie obok naszej polany pojawili się jacyś dziwni, ubrani w eleganckie kurtki grzybiarze. Wzbudzili niepokój w naszych sąsiadach, a następnie w nas. Niestety, uzasadniony!