Halina Mastalska z okazji Światowego Dnia Esperanto wspomina niezwykłą historię ludzi, którzy żyją ideą języka ponad podziałami.
Na którychś z kolejnych rekolekcji dowiedziałam się, że Milosz organizuje w swoich stronach wakacyjne esperanckie obozy, głównie dla młodzieży. Byłam wtedy młodą nauczycielką, ciekawą świata i ludzi. Mogłam jechać! W planie zajęć przewidziano naukę języka esperanto. To był dodatkowy wabik. Zapisałam się na kurs dla zaawansowanych.
I tak 9 lipca 1977 roku dotarłam do małej wioski Herbortice leżącej na pograniczu morawsko-czeskim. Nasz obóz rozłożył się na leśnej polanie, daleko od świata i ludzi. W centrum stał duży namiot, nazywany hangarem. Otaczały go półkoliście nasze, mniejsze.
Z polem namiotowym sąsiadował duży dom. Urządzono w nim dla nas stołówkę, w której jedliśmy śniadania i kolacje. Na obiady (ach, te knedliczki!) schodziliśmy codziennie do restauracji w pobliskiej wiosce Cotkytle. W domu sąsiadów mogliśmy się czasem umyć w ciepłej wodzie. Zazwyczaj jednak wystarczyła nam kąpiel w pobliskim potoku. Powodzeniem cieszyły się też stojące na zewnątrz prowizoryczne umywalki.
Na ten, dziewiąty już, obóz w Herborticach przyjechało aż 130 uczestników. Mogły w nim brać udział osoby o różnych przekonaniach religijnych; najwięcej jednak było esperantystów katolickich. Tym razem uczestnicy pochodzili głównie z Czech i Słowacji, ale także z Polski, Węgier, Litwy, a nawet z Holandii i Wielkiej Brytanii. Było wśród nas trzech księży: dwóch prowadziło kursy esperanta: ks. Józef Zielonka dla zaawansowanych, a ks. Vojtěch Srna dla początkujących, ks. Jaroslav Záruba był uczestnikiem, uczył się esperanta. Na wpół potajemnie, wczesnym rankiem, przed rozpoczęciem przewidzianych regulaminem zajęć, ks. Józef i ks. Wojciech odprawiali w hangarze Mszę Świętą. Część uczestników, tak może około 30 osób, schodziło się na nią cichaczem.
Uczyliśmy się rano i przed południem, zazwyczaj pod gołym niebem, siedząc na rozłożonych na ziemi kocach. Czasem zajęcia odbywały się w hangarze. Ot, niemal szkoła przetrwania.